czwartek, 22 listopada 2012

09. leave out all the rest.


Mimo, że nie zasnęłam, czułam się pełna energii. Kiedy Zayn wstał, od razu poszłam do walizki, z której wyciągnęłam kosmetyczkę. Położyłam ją na łóżku, odpięłam zamek i wygrzebałam z niej tabletki przeciwbólowe. Chyba dopiero teraz Mulat zdał sobie sprawę z tego, że się obudził i żyje.
- Moja głooowa – wychrypiał. Zaśmiałam się, po czym wzięłam butelkę wody mineralnej z szafki i podałam ją chłopakowi. Do drugiej ręki wcisnęłam mu lek, który od razu połknął. – Dzięki.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym położyłam powoli na materacu łóżka. Przytuliłam się do jego torsu i wtedy zmroczył mnie sen. Po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza.
            Po godzinie obudził mnie Zayn.
- Sophie, wstawaj, zaraz idziemy.
Niechętnie opuściłam mięciutkie łóżko, stanęłam na podłodze i przeciągnęłam się, niczym kotka. Wyciągnęłam z torby białą koszulę, czarne rurki, turkusowe szpilki i w ciemniejszym odcieniu komin (klik) oraz bieliznę, a do drugiej ręki wzięłam kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Zamknęłam się na klucz, umyłam zęby, uczesałam włosy i podłączyłam prostownicę do prądu. Pomalowałam się, po czym ubrałam ciuchy. Wyprostowałam moje kudły, odłączyłam urządzenie i wyszłam z łazienki. Obuwie postawiłam obok wejścia do pomieszczenia. Zayn czesał swoje włosy przed lustrem w przedpokoju. Czesał, na czoło. Uśmiechnęłam się. Na zdjęciach, zawsze uwielbiałam go w grzywce. Tak na bok… Po prostu cud, miód i orzeszki.
            Potrząsnęłam lekko głową i podeszłam do Mulata, po czym poprawiłam mu kołnierz od koszuli, bo jakoś dziwnie mu odstawał. Zaśmiałam się, po czym ubrałam szpilki. Narzuciłam na siebie skórzaną kurtkę, a do ręki wzięłam aparat. Do kieszeni spodni włożyłam BlackBerry i wyszliśmy z mieszkania.        
            Tak jak przed weselem, Zayn zostawił w recepcji klucze. Wyszliśmy przed hotel i wsiedliśmy do taksówki, która stała obok chodnika. Mulat podał adres restauracji, zapłacił kierowcy i odjechaliśmy. Na miejsce dojechaliśmy 15 minut później. Wysiadłam jako pierwsza, a za mną chłopak i zamknął drzwi. Kiedy chciałam już ruszyć, Zayn złapał mnie za nadgarstek.
- Możemy najpierw pójść na spacer? Mam do ciebie pytanie – moje serce przez chwilę stanęło w miejscu, by później zacząć bić nienaturalnie szybko. Mimo wszystko, uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Ruszyliśmy w ciszy do pobliskiego parku. Usiedliśmy na jakiejś ławce, a wtedy Zayn nabrał powietrza w usta.
- Sophie… - zaczął. Przeniosłam wzrok na niego. – Dlaczego właściwie zaczęłaś chodzić z Robem?
Nie spodziewałam się, że zapyta się właśnie o NIEGO. Przeczesałam włosy i wbiłam wzrok w czubek szpilek.
- Nie miałam pojęcia, jaki jest. Na początku wydawał się być troskliwym i kochającym facetem… Do czasu, kiedy zaczął pić, palić, ćpać i tak w kółko. Stawał się wtedy bardzo nerwowy, a swoją złość wyładowywał na mnie, w miejscu, w którym spotkał mnie Harry. Kilka minut przed tym spotkaniem Rob ze mną zerwał. Stwierdził, że jestem szmatą i że ma lepszą.
Pojedyncze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Zayn mnie przytulił, a ja zasłoniłam twarz rękoma i wtuliłam się w jego tors. Po chwili złapał moje nadgarstki i lekko odchylił je na boki. Powycierał kciukami moje policzki, a potem objął moją twarz dłońmi. Zapatrzyliśmy się w swoje oczy.

~*~
            Wiem, że ryzykuję naszą znajomością, przyjaźnią. Po prostu dłużej nie mogę udawać. Chciałbym ją mieć tylko dla siebie i sprawiać, żeby nie cierpiała tak jak kiedyś…
            Kiedy tak przyglądałem się jej twarzy, dostrzegłem delikatne piegi na jej nosie, których z daleka nie było widać. Uśmiechnąłem się. Uwielbiam piegi.
            Bez ryzyka nie ma zabawy, tak? Zbliżyłem maksymalnie nasze twarze. Zawiesiłem się, nie wiedziałem co zrobić. Co jeśli jej się to nie spodoba.
- No, na co czekasz – wyszeptała. Otworzyłem szerzej oczy, by potem je przymknąć. Ponownie poczułem jej ciepłe, miękkie, pomalowane malinowym błyszczykiem usta. Delikatnie muskałem jej wargi, jednak potem nabrałem pewności siebie.
~*~
            Całował mnie coraz pewniej. Miałam ochotę zacząć skakać z radości, ale jak bym mogła przerwać tak cudowną chwilę?
            Nasze języki splątały się w jakimś dziwnym tańcu. Usiadłam na kolana Zayna i wplątałam palce w jego włosy, a on natomiast położył swoje dłonie na moich biodrach. Uśmiechnęłam się przez pocałunek. Po chwili oderwałam się delikatnie od niego i oparłam swoje czoło o jego.
- Wiesz co… - zaczął.
- Hmm?
- Kocham cię. Od dawna, ale bałem się przyznać do tego…
- Taki bad boy z Bradford się czegoś boi? – zaśmialiśmy się. Przyznam szczerze, jestem dobra w psuciu romantycznych momentów. Prychnął.
- Wiesz, że ja ciebie też? – powiedziałam po chwili. Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest. Wstałam z jego kolan, po czym wystawiłam rękę w jego stronę. Złapał ją i także wstał. Splątaliśmy nasze palce i ruszyliśmy do restauracji. Wolną ręką wyciągnęłam BlackBerry z kieszeni spodni i w zablokowanym ekranie przeglądnęłam się. Powycierałam ciemne kreski z policzków, które wskazywały którędy spływały łzy i w sumie tak źle nie wyglądałam. Wodoodporne kosmetyki robią swoje, mimo że trochę się rozmazują.
- Czyli, że… Jesteśmy parą? – zapytał.
- No.. raczej tak – odpowiedziałam, unosząc do góry nasze dłonie. Przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem. Przytuliłam się do niego, ciesząc się, że jest teraz dla mnie. Tylko dla mnie.
            Na poprawinach nic się nie działo. Dosłownie, nic. Zayn już nic nie pił, jako że wieczorem mieliśmy wyjechać  z powrotem do Londynu. Około godziny 5 po południu zaczęliśmy się zbierać. Mulat zamówił taksówkę, po czym podeszliśmy do Natalie i Patricka, żeby się pożegnać.
- No Natalie, my będziemy się już zbierać – powiedział chłopak.
- Już? Tak szybko?
- No, bo my jeszcze musimy się spakować i wrócić do Londynu.
- Oo, no dobra. Dzięki że przyjechaliście – przytuliłam się do Natalie, a potem do Patricka. Zayn przytulił jedynie kobietę, szatynowi podał rękę.
- No to pa, do następnego spotkania.
- Miło było was poznać, hej – powiedziałam i trzymając za rękę Zayna, wyszliśmy przed restaurację, gdzie czekała taksówka. Wsiedliśmy do niej, a mój (jak to pięknie brzmi) chłopak podał kierowcy adres hotelu, po czym mnie objął, a ja położyłam głowę na jego ramieniu, a rękę na jego brzuch. W ciszy dojechaliśmy do hotelu, wysiedliśmy z taksówki i ruszyliśmy do budynku. Podeszliśmy do recepcji i poprosiliśmy o nasze klucze.
- Czy chcieliby państwo przedłużyć pobyt w naszym hotelu? Bo mam tutaj zapisane, że wynajęliście pokój do dzisiaj… - powiedziała do nas recepcjonistka.
- Nie, właśnie idziemy się pakować. Za godzinę już opuścimy hotel – odpowiedział, uśmiechnął się, po czym poszliśmy do windy. Wybrałam odpowiednie piętro i Zayn przyciągnął mnie do siebie. Zaśmiałam się i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Harry będzie zazdrosny – powiedziałam, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy.
- O mnie, czy o ciebie? – odpowiedział, śmiejąc się.
- O ciebie. Noo, Zarry, wiesz.
- Ahh, no tak. Oj tam, teraz żaden Zarry się nie liczy… - musnął moje usta, a ja oddałam lekko pocałunek i wtedy winda wydała z siebie dźwięk. Odskoczyłam od Mulata zanim drzwi się otworzyły i splotłam nasze palce od dłoni. Wyszliśmy z metalowej puszki i skierowaliśmy się do naszego pokoju. Zayn otworzył drzwi, weszliśmy do środka apartamentu i poszliśmy do sypialni. Od razu wyciągnęliśmy swoje szafki i gadając o jakiś bzdurach, pakowaliśmy swoje rzeczy.
            Po godzinie apartament był wyczyszczony z naszych rzeczy, które wylądowały w walizkach, które ledwo co się dopięły. Wyszliśmy przed mieszkanie, Zayn zamknął drzwi na klucz i poszliśmy do windy. Na panelu wybrałam parter i przytuliłam się do chłopaka. Zamknęłam oczy i ziewnęłam przeciągle. Potrzebowałam w tym momencie snu jak nigdy. Kiedy już prawie zasnęłam, usłyszałam otwierające się drzwi windy. Półprzytomna, złapałam rączkę walizki i pociągnęłam ją za sobą. Trzymając za rękę Malika, stanęliśmy przed ladą recepcji. Oparłam głowę na ramieniu chłopaka i ponownie zamknęłam oczy, słysząc głos recepcjonistki i Mulata, jakby z oddali. Po chwili się ocknęłam i rozglądnęłam po pomieszczeniu. Napotkałam jego uśmiech.
- Choć kochanie, idziemy – powiedział, po czym lekko pociągnął mnie za dłoń. Pożegnaliśmy się z recepcjonistką i już po kilku minutach siedziałam w cieplutkim aucie Malika. Wyciągnął mi małą poduszkę w kształcie różowego owada, przypominającego okrągłą osę. Tylko coś mi nie pasowało. Mianowicie pomniejszona człowieka, z zielonymi oczami, nosem i ustami.
- Zayn… Czy to jest osa z głową Harry’ego? – zapytałam, śmiejąc się.
- No, coś w tym stylu. Dał mi to na moje urodziny, żebym „zawsze o nim pamiętał” – narysował w powietrzu cudzysłów. Podłożyłam ją sobie pod głowę i wtedy ruszyliśmy. W momencie odpłynęłam.
            Obudziłam się kiedy minęliśmy znak informujący o pobliskich miastach, gdzie między innymi napisany był Londyn. Przetarłam oczy i wtedy dotarło do mnie, że Zayn z kimś gada przez telefon.
- Niedaleko Londynu… No… Za jakieś pół godziny… Ludzie, co tam się dzieje?... Harry?...
Nie spuszczając oczu z drogi odłożył telefon na półkę pod radiem. Ziewnęłam, zasłaniając dłonią usta i jeszcze raz przetarłam oczy.
- O, już nie śpisz – powiedział, przelotnie się na mnie patrząc.
- A no, nie – odpowiedziałam z chrypką w głosie.
- Zaraz będziemy w domu.
- I od razu położę się spać.
- Oj, nie sądzę… Chłopcy chyba postanowili zrobić jakąś imprezę powitalną, bo jak rozmawiałem z Harrym, słyszałem cały czas krzyki typu: „Louis, kretynie, nie tutaj!”, „Niall, przestań żreć”, „Harry, choć pomóż, a nie gadasz!”, „Louis, nikt cię nie nauczył jak się układa sztućce?!”, „Liam! Co ci może łyżka zrobić? Weź przestań cudować” i tak dalej, i tak dalej… - zaśmiałam się, wyobrażając sobie jak chłopcy próbują coś wspólnie ugotować, przygotować, jakkolwiek miałam nazwać te krzyki.      
            Zayn chciał poznać moją historię z końmi. Na samo wspomnienie o tych zwierzętach, które kiedyś stały sobie spokojnie w boksach, w stajni moich rodziców, uśmiechnęłam się. Były to, są, i będą najpiękniejsze lata w moim życiu. Zaczęłam od najdalszego wspomnienia, którym było moje pierwsze spotkanie z koniem, a dokładniej klaczą, Cest La Vie. Pamiętam ją doskonale – miała siwą sierść z czarnymi kropeczkami*. Uszy miała praktycznie zawsze postawione do góry, co oczywiście znaczyło, że jest szczęśliwa.
            Była to pierwsza klacz mojej mamy. Miała już swoje lata, bo przeżyła ich 22. Na niej zaczęłam naukę jazdy. Grzeczniejszej i bardziej posłusznej klaczy nie spotkałam do teraz. Lekkie pociągnięcie wodzą, czy delikatne popędzenie wystarczyło jej, by wiedzieć o co chodzi. Uwielbiałam i uwielbiam ją. Bardzo się do niej przywiązałam, dzień w dzień odwiedzałam ją w boksie i siedziałam z nią tam kilka godzin. Czasami nawet chodziłam z książkami, by potem nie musieć wracać do domu, żeby zrobić zadanie. Dla niektórych było dziwne to, że „zwierzałam” jej się z problemów. Mówiłam o wszystkim, była dla mnie jak najlepsza przyjaciółka. Zawsze wydawało mi się, że mnie rozumie, bowiem gdy mówiłam o problemach, delikatnie trącała pyskiem moje ramie, prychając przy tym cicho, jakby chciała mnie pocieszyć.
            W trakcie opowiadania, czułam szczypiące w oczy łzy. Szybko je wytarłam, nie przestając opowiadać o tym, jaka to Cest La Vie była słodka.
            Co było najgorsze? Dwa i pół lata po pierwszej jeździe, zmarła. Nigdy nie odważyłam się użyć słowa zdechła, kojarzyło mi się ono z tym, jakby nie była dokarmiana. Poza tym, traktowałam ją jak człowieka.
            Po jej śmierci, płakałam ponad dwa tygodnie. W końcu pogodziłam się ze stratą klaczki i jakoś pozbierałam do kupy. Moja mama wskazała mi ogiera, Lucky, o izabelowatej maści. Do niego też się przywiązałam, ale nie tak jak do Cest La Vie. Oczywiście, także przebywałam z nim bardzo długo, także płakałam przytulając się do jego szyi, zdawało się, że rozumie mnie tak samo jak klaczka. Jednak on nie mógł mi zastąpić JEJ. Wciąż zastanawiam się, dlaczego?
            Po jakimś czasie dostałam pod opiekę jeszcze kilka koni. Mój „kontakt” z Lucy zerwał się, jeśli tak można to nazwać. Musiałam czyścić więcej koni, karmić je i ogólnie o nie dbać. Nie miałam czasu, aby przesiadywać z nim godzinami.
            Następnie nadeszło najgorsze wspomnienie. Łzy potoczyły się w dół po moich policzkach, rozbijając się na dekolcie. Zayn popatrzył na chwilkę na mnie, i właśnie w tym momencie szybko wytarł mokre ślady. Przełknęłam gulę w gardle.
- Wtedy zmarła moja mama. Tato sprzedał wszystkie konie, stajnie, dom. Przeprowadziliśmy się do Manchesteru. Jednak niedługo po tym ponownie wróciliśmy do Londynu. W moje 16 urodziny, tato kupił mi to mieszkanie, które obecnie mam i tak trochę się od siebie oddaliliśmy – tak zakończyłam mój „monolog”.
- Wow… No to konie chyba dużo dla ciebie znaczyły.
- Więcej niż dużo, to było całe moje życie.
Zayn zaparkował przed domem, za którym się stęskniłam. Uśmiechnęłam się i w jednej sekundzie cała dobra energia wróciła do mojego organizmu, a o spaniu całkowicie zapomniałam. Wyszczerzyłam zęby do Zayna i chwyciłam go za rękę, gdy zamknął auto. Pociągnęłam go do wejścia i od razu otworzyłam drzwi na oścież. W przedpokoju już czekała na nas ta czwórka debili. Po raz trzeci szeroko się uśmiechnęłam, a z moich ust wydało się dość głośne piśnięcie. Rzuciłam się na nich, próbując ręką objąć ich wszystkich na raz. Wyręczyli mnie jednak i mocno przytulili się do mnie. Zacisnęłam powieki, a banan wciąż nie schodził mi z twarzy. Po chwili puścili mnie i podeszli do Zayna i z nim także się przytulili.
- Ale się za wami stęskniłam – powiedziałam, ściągając buty. Włożyłam je do szafy złapałam Zayna za rękę.
- Uuuu, widzę było podwójne wesele! – krzyknął Harry, patrząc się na nasze dłonie. Zrobiłam minę typu „are you fucking kidding me?” i weszliśmy do salonu. Przy sofie stała wysoka i chuda dziewczyna, na oko ma 19 lat. Włosy czarne, falowane i sięgające za łopatki. Cerę miała nieskazitelną i z pewnością stwierdziłam, że pudru prawie w ogóle nie miała. Oczy pomalowane kredką i beżowym cieniem, a usta – czerwono krwistą szminką. Ubrana była w turkusową sukienkę do połowy ud, która pod piersiami miała czarny pasek, a na nim kokardę, w tym samym kolorze co sukienka. Na nogach czarne rajstopy i czarne balerinki. Aż mi się głupio zrobiło, bo moje włosy były w stanie opłakanym, a makijaż, na pewno choć trochę, rozmazany; nie chcę wspominać o mojej koszuli, która była cała pomięta. Uśmiechnęłam się do niej.
- Zayn, Sophie, poznajcie Caroline, moją przyjaciółkę z Irlandii, w sobotę do nas przyjechała – przedstawił nam ową, czarnowłosą dziewczynę, Niall. Podeszliśmy do niej.
- Hej, miło cię poznać – wyciągnęłam do niej rękę, myśląc: może Niall w końcu się ustatkuje… Dziewczyna nieśmiało się uśmiechnęła i tak samo uścisnęła moją rękę.
- Cześć, mi ciebie też – odpowiedziała z Irlandzkim akcentem. Przywitała się z Zaynem po czym także sobie uścisnęli dłonie. Poszliśmy do kuchni, gdzie usiedliśmy do stołu, który był idealnie nakryty.
- Pomyśleliśmy, że jak wrócicie to będziecie chcieli jakąś kolację, więc Harry zrobił makaron w sosie serowym z ziołami. Miała być jeszcze zupa ale… - w tym momencie Louis popatrzył się na Liama, a on się zarumienił z cieniem uśmiechu. Zakryłam sobie prawą dłonią usta (lewą trzymałam dłoń Zayna pod stołem), opanowując śmiech.
- Oj Liam… - powiedziałam i złapałam obydwoma dłońmi miskę z daniem i nałożyłam sobie trochę i Mulatowi. – Mam nadzieję, że się zatrujemy?
- Raczej nie, siedział nad tym godzinę, a jak ktoś jedną stopą wszedł do kuchni darł się „spadać z mojej kuchni!!” – odpowiedział mi Niall. – Nawet żelek nie mogłem sobie wziąć… Piekło na ziemi! Przez prawie 2 godziny nic nie jadłem! NIC!
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, łącznie z Carol, która wydawała mi się z każdą minutą bardziej pewna siebie.
            Kiedy już każdy miał nałożone jedzenie na talerz, Harry domagał się, abyśmy z Zaynem opowiedzieli jak było na weselu. No więc opowiadaliśmy, jedząc co jakiś czas trochę makaronu. Po zjedzeniu, siedzieliśmy ciągle pijąc jakiś sok i cały czas prowadząc konwersację, co się działo przez te 3 dni. Niall i Caroline opowiadali, jak to poznali się już w podstawówce i przyjaźnią się do teraz, choć z powodu sławy Niallera nie mają możliwości się spotykać tak często, jak kiedyś. Około godziny 10 w nocy, do naszego domu przyszły Danielle i Eleanor, na które od razu się rzuciłam. Wszystkie trzy piszczałyśmy jak małe dzieci.
- Co tak późno? – zapytałam, ciągle stojąc przed nimi.
- Sądziłyśmy, że przyjedziesz później… Niby Louis i Liam kazali nam przyjść wcześniej, ale zrobiłyśmy sobie „babski wieczór” – przy dwóch ostatnich słowach, El narysowała w powietrzu cudzysłów. Zaśmiałam się. Czułam, że dzisiaj będą miały drugi taki wieczór, ale ze mną. Miałam im dużo do opowiedzenia.
            Niall przedstawił dziewczynom Caroline, która była już dość pewna siebie. Usiadłyśmy na krzesłach, a Dan i El zjadły trochę dania. Potem od razu zaciągnęły mnie do „mojego” pokoju.
- I jak? – powiedziały od razu, gdy usiadłyśmy na łóżku. Utkwiły we mnie wzrok, a ja spuściłam głowę, zarumieniona. Coś czułam, że się zaprzyjaźnimy.
- No… dojechaliśmy na miejsce i okazało się, że jest tylko apartament małżeński, tak jak w Birmingham. Nie było innego wyjścia, więc go wzięliśmy… Poszliśmy na wesele, w sumie nie było źle. Potem na następny dzień poprawiny. Pojechaliśmy taksówką, a zanim weszliśmy do restauracji, poszliśmy na spacer do parku, gdzie zapytał się mnie o… - zacięłam się. Przecież one nie wiedzą o Robie. – o mojej przeszłości. No, o moim byłym chłopaku, który…
Przełknęłam gulę, która stanęła mi w gardle.
- Który?... – odezwała się Danielle.
- Mnie bił – niemalże wyszeptałam.
- Co?! Jak to?! – krzyknęła Eleanor.
- No po prostu. Błagam was, nie rozmawiajmy o tym.
Przytaknęły, więc kontynuowałam.
- Zaczęłam płakać, a on mnie przytulił. A potem… - zrobiłam „dramatyczną przerwę”.
- Zgwałcił cię?! – zaśmiała się El.
- Nie. Pocałował… - wróciłam tymi myślami, kiedy dziewczyny się na mnie rzuciły.
- No to świetnie! – wykrzyknęły razem.
- No ba, zajebiście! – na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech. – Potem wstaliśmy i szliśmy do restauracji trzymając się za ręce. I on się zapytał, czy jesteśmy parą. No to ja mu powiedziałam, że chyba tak, no i ze sobą chodzimy.
Wzruszyłam ramionami, jakby nie było to nic wielkiego. Popatrzyły się na mnie dziwne.
- Nie cieszysz się? – zapytała Dan.
- No jasne, że się cieszę! – krzyknęłam, po czym przytuliłam się mocno do nich, a one zaczęły mi gratulować.
~*~
           Podszedłem do drzwi, gdzie przebywały El, Dan i moja Sophie.
- … czy jesteśmy parą. No to ja mu powiedziałam, że chyba tak, no i ze sobą chodzimy – usłyszałem jej głos, jednak był jakiś taki obojętny… Z mojej twarzy zeszły wszystkie możliwe kolory. Czy kłamała, mówiąc, że mnie kocha?
- Nie cieszysz się? – zapytała Danielle, kiedy oparłem się ramieniem o futrynę. Zapanowała chwila ciszy.
- No jasne, że się cieszę! – krzyknęła Soph, na co od razu się poderwałem w miejscu i szeroko uśmiechnąłem.
- To gratulacje! Brawo! – Danielle i Eleanor zaczęły jej gratulować, a kiedy się uspokoiły, zapukałem cicho w drzwi. Otworzyłem je, gdy usłyszałem „proszę” w wykonaniu całej trójki.
- Dobry wieeeczór, mam nadzieję że nie przeszkadzam – powiedziałem, gdy włożyłem głowę w szparę między drzwi a ich futrynę.
- Nie – odpowiedziała Sophie i słodko się uśmiechnęła.
- El, Louis cię woła, ciebie Liam… – popatrzyłem na Danielle. - … czekają na was w swoich pokojach. A ja… mógłbym zawołać ciebie? – na koniec popatrzyłem się na moją dziewczynę.
- Mógłbyś – powiedziała i wstała jednocześnie z dziewczynami Otworzyłem szerzej drzwi i wystawiłem rękę przed siebie, którą Soph od razu złapała. El i Dan wyminęły nas, a my skierowaliśmy się do mojego pokoju. Kiedy zamknąłem drzwi, od razu przycisnąłem ją do ściany. Najpierw stała osłupiona, wpatrując się w moje oczy, a po chwili uśmiechnęła się i złączyła nasze usta w pocałunku. Uniosłem jej ręce do góry i „przygwoździłem” je swoimi dłońmi do ściany. Odczepiłem się od jej warg i delikatnie musnąłem jej szyję, a ona się zaśmiała.
- Gilgoczesz -  wyszeptała, a ja pewniej zacząłem całować jej wgłębienie w szyi, przez co cicho się śmiała. – Zayn, naprawdę…
~*~
            Mimo tego, że gilgotał mnie swoim lekkim zarostem i ustami, odchyliłam głowę do tyłu, dając mu większą powierzchnię do całowania. Przejechał opuszkami palców w dół po moich rękach, które bez oparcia jego dłoni poleciały w dół. Położył delikatnie je na moje biodra, a ja po chwili się ocknęłam i wplątałam palce w jego włosy. Na chwilę oderwał prawą dłoń od mojego ciała i patrząc się w moje oczy, odgarnął moje włosy na jedną stronę, po czym jego palce wróciły na poprzednie miejsce. Pochylił się nade mną i pocałował mnie w policzek, a chwilę później przygryzł płatek mojego ucha. Jego dłonie zjechały na moje uda. Podniósł mnie, a ja szybko oplotłam go nogami na wysokości bioder. Mocniej przycisnął mnie do ściany, na co cicho jęknęłam i pocałowałam go w usta. Kiedy usłyszeliśmy kroki w korytarzu, które stawały się z każdą sekundą głośniejsze, stanęłam na podłodze i szybko od siebie odeszliśmy. Ktoś zapukał do drzwi, gdy z uśmiechem odblokowałam BlackBerry.
- Proszę – powiedział Zayn, który położył się na łóżku i uruchamiał swojego laptopa. Do pokoju wszedł Harry, który uśmiechnął się do nas.
- Zostawiłeś coś – Loczek pomachał w powietrzu paczką papierosów, rzucił nią w Mulata i wyszedł z pokoju.
            Poszłam się szybko wykąpać, przebrałam w piżamę i położyłam obok Zayna, który pisał właśnie na Twitterze „ktoś może chce twitcama? :) x”.
- E, to ja pójdę do siebie – powiedziałam, kiedy dodał tego tweeta.
- Co? Dlaczego? – odpowiedział pytaniem, obejmując mnie ramieniem.
- Zayn, zaczęliśmy chodzić dopiero dzisiaj, może powinniśmy się jeszcze nie ujawniać? Przecież wiem jakie są Directionerki, gdyby zobaczyły że leżymy w jednym łóżku, a ty mnie obejmujesz, od razu by się domyśliły o co chodzi.
- To możesz siedzieć obok mnie i siedzieć na swoim iPadzie – podsunął mi pomysł który mi się nawet spodobał. Uśmiechnęłam się do niego i pobiegłam do swojego pokoju po urządzenie. Wróciłam, włączając go i usiadłam koło Zayna, który włączył już Twitcama. Kiedy tylko uruchomił kamerkę odsunęłam się od niego, i u siebie włączyłam link, który dodał na Twittera. Pisałam do niego na czacie coś typu „hej, jak się czujesz? ;)”, na co patrzył się na mnie z uśmiechem, a Directionerki od razu pytały się, na co tak patrzy.
__________
*Cest La Vie to klacz wzięta z mojego życia, także zmarła, ogólnie to ją przedstawiłam tutaj, tylko nie spędzałam z nią tyle czasu. ;)
Okej na początek chciałabym ustalić kilka rzeczy. Czytałam z nudów od początku swojego bloga i zauważyłam że mega pokręciłam imiona, więc chcę tutaj napisać co i jak, żebym jak też w razie czego sobie ogarnęła.
~ W którymś rozdziale napisałam Matt, w następnym Josh, więc PRZYJACIEL SOHPIE TO JOSH.
~ W którymś rozdziale napisałam Rob, w innym Matt, więc BYŁY CHŁOPAK SOHPIE, KTÓRĄ JĄ BIŁ, TO ROB!
I to chyba tyle.. Jak coś mi się przypomni to dopiszę :D
A teraz co do rozdziału tego.
1. Masz Karr, cieszysz się?! XD
2. To jest chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów. Naprawdę. A tych ulubionych jest bardzo mało.
3. Caroline ma być, tak mogę to nazwać, odzwierciedleniem Karr, tego mojego zjebka kochanego :D <3 ale ona zaraz zacznie mówić że nie prawda, że ona jest brzydka, gruba, blablabla… nie słuchajcie jej :D
4. No co jeszcze mogę powiedzieć… Oczywiście liczę na dużo komentarzy, bo pod tamtym… no nie zachwyciłam się. Wiem że jest Was więcej, rozdział 8 mi to udowodnił. Wyrażajcie swoje opinie, krytykujcie, a nawet napiszcie jak w którymś rozdziale nie dotrwaliście do końca… Po prostu piszcie, co leży Wam na sercu, bo jestem bardzo ciekawa co muszę zmienić, poprawić a co zostawić tak jak jest. Więc mam nadzieję, że pojawią się chociaż 4 komentarze :)x
5. Osiem stron, mam nadzieję, że Was nie zawiodłam? :)

7 komentarzy:

  1. Super, czekam na kolejny! xx

    OdpowiedzUsuń
  2. awwww, awwww, aaaaaaaaaawwwwww *-*
    Tak. jestem zadowolona, chociaż w sumie mogło być więcej, ale nie będę wybredna. <3
    Co do punktu 3, to tak - jestem gruba, brzydka i w ogóle jak patrzę na siebie w lustrze, to wyglądam jak pasztet. No niedługo to ja będę Ciebie informować o nowej notce, bitch. I of course ty mi robisz nagłówek, raczej że nie inaczej i HEJA BANANA jakby to powiedziała Justyna :33

    Carole xx ( tak btw. 69 jest wszędzie, albo to ja jestem zboczeńcem i wszędzie widzę tą liczbę **********: )

    OdpowiedzUsuń
  3. O Rany, nie mogłam oderwać wzroku od monitora czytając ten rozdział :D Jak on pocałował Sophie normalnie poczułam motylki w brzuchu awwww*________* A ta scena, gdy wchodzi Harry a oni odskakują i jakby nigdy nic powaliła mnie :D hahaha. Malik nauczył robic sie twicamy :D jeee !! xD Cudownie napisany, uwielbiam Twojego bloga i Ciebie <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam Twój blog do Libster Award na www.youonlyliveonce2509.blogspot.com więcej szczegołów pod tym adresem ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do Libster Award na http://you-were-my-summer-love.blogspot.com/ :) Więcej informacji pod tamtym adresem ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. kocham twojego bloga! <3 - Julka :D

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za każdy komentarz. ten pozytywny, jak i negatywny. z każdego się cieszę, bo wiem, że ktoś czyta moje wypociny :) xx
+ JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANA/Y NA TWITTERZE, W KOMENTARZU POD NAJNOWSZYM ROZDZIAŁEM PODAJ SWÓJ NICK!