niedziela, 14 października 2012

06. each word gets lost in the echo.


W środę, pełna energii i zdrowa poszłam do swojego mieszkania. Przed wyjazdem postanowiłam trochę ogarnąć w nim. Najpierw posprzątałam pokoje, potem łazienkę. Na koniec poodkurzałam i poszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej koszulkę z długim rękawem, bryczesy, sztyblety oraz czapsy ( dla nieobeznanych – bryczesy to specjalne spodnie na konia, sztyblety to buty także na konia a czapsy to coś takiego jak getry, tylko skórzane ). Z uśmiechem ubrałam zestaw, a na to jeszcze naciągnęłam czarną, zapinaną bluzę. Na to brązowy bezrękawnik i wtedy zadzwoniłam do Zayna.
- Słucham? – usłyszałam jego zaspany głos. No tak, mogłam pomyśleć że Mulat o godzinie 10 nad ranem może jeszcze spać. Ja wstałam już o 7.30 i od razu poszłam do mieszkania.
- Obudziłam cię – było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
- No tak jakby. Nie słyszysz, że jeszcze śpię?
- Nie, bo jestem u siebie w mieszkaniu.
- Jak to?!
- No normalnie. Przyszłam sobie.
- Kobieto, całkiem na mózg upadłaś?! Chora jesteś!
- Dobrze się czuję, Zayn. Błagam cię, nie rób z siebie mamuśki! Powiedz mi, czy dałbyś radę przyjechać po mnie tak za 30 minut?
- No, dałbym.
- Dobra, to będę czekać przed kamienicą. Pa – rozłączyłam się, po czym ściągnęłam bezrękawnik i bluzę, a rękawy bluzki podciągnęłam. Postanowiłam zacząć się pakować. Wyciągnęłam średnio wielką walizkę i spakowałam do niej dwie sukienki – tak na wszelki wypadek – i kilka par szpilek. Oprócz tego piżamę, kilka dresów i t-shirtów. Wtedy zadzwonił dzwonek, który oznajmiał mi, że ktoś czeka przed mieszkaniem. Zaklęłam pod nosem, zapominając o czasie. Podbiegłam do drzwi i szeroko je otworzyłam. Od razu zaczęłam przepraszać Mulata, tłumacząc się pakowaniem. Zaśmiał się tylko, po czym zaprosiłam go do środka. Pobiegłam do swojego pokoju, gdzie ponownie ubrałam bluzę i bezrękawnik, a potem sztyblety i wyciągnęłam trochę kasy ze skarbonki, którą schowałam do portfela. Wzięłam jeszcze swoją ukochaną lustrzankę z półki, oraz toczek (czyli ta „czapka” którą zakłada się dla bezpieczeństwa podczas jazdy konnej) i podeszłam do Zayna, który oglądał wnętrze mojego przedpokoju.
- A gdzie tak właściwie mamy jechać? – zapytał.
- Do takiej jednej stadniny – odpowiedziałam, po czym dodałam adres. Zamknęłam mieszkanie po czym zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do auta Mulata. – Będziesz mi robił zdjęcia?
- Jasne – uśmiechnął się, nie spuszczając wzroki z jezdni.
            Dojechaliśmy po 15 minutach. Nic tutaj się nie zmieniło… Przyjeżdżałam tutaj kilka razy po zamknięciu stadniny mojej mamy, ale zrezygnowałam, chcąc skupić się bardziej na nauce. Przyznam, brakowało mi tego, ale jakoś dawałam radę. O dziwo.
            Wysiedliśmy z auta, a w naszą stronę od razu zaczął kierować się wysoki chłopak z blond włosami na głowie i grzywką opadającą na czoło. Podałam aparat Zaynowi, nie spuszczając oka z mężczyzny. Kiedy podszedł, zauważyłam, że ma niebieskie oczy. Kontury jego twarzy poparły mnie w mojej postawionej tezie…
- Olivier! – krzyknęłam i rzuciłam się na blondyna.
- Sophie?! – także odkrzyknął, obejmując mnie ramionami. Uniósł mnie i okręcił dookoła własnej osi. Zaczęłam płakać ze szczęścia, że znowu mogę go przytulić.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałam, nie odchodząc od niego nawet na milimetr.
- Pracuję – odsunął się troszkę ode mnie. Wytarłam mokre policzki. – A ty?
- No ja przyjechałam pojeździć… Nie jeździłam odkąd… - zacięłam się.
- Wiem, o co chodzi – podziękowałam mu w duchu, a potem przypomniałam sobie o Zaynie. Stał, całkowicie zdezorientowany.
- Zayn, poznaj Oliviera, byłego pracownika stadniny mojej… mamy – ostatnie słowo niemalże wyszeptałam. – Olivier, to Zayn, mój przyjaciel.
Chłopcy uścisnęli swoje dłonie z uśmiechem.
- To jak, zaczniemy może od wyczyszczenia konia? – wyszczerzył się do mnie.
- Ale nie zdziw się, jak czegoś nie będę pamiętała. Dawno  nie zajmowałam się końmi. Tylko teraz Zayn, nie będziesz mi robił zdjęć, bo włączy się lampa na pewno i koń się spłoszy, okej? – zwróciłam się do Mulata, który skiną głową, bez schodzącego mu z twarzy uśmiechu. Ruszyłam pośrodku chłopaków, ale rozmowę prowadziłam tylko z Oli – przez ten czas mieliśmy dużo do opowiadania. Bardzo dużo. Skończyliśmy stojąc przez boksem ślicznego siwka, który okazał się być klaczą. Blondyn poszedł do siodlarni po siodło, czaprak ( materiałowy „ochraniacz” który kładzie się pod siodło) i ogłowie (to te paski, które zakłada się na pysk konia). Położył to ostrożnie na podłodze, w tym samym czasie, kiedy powoli weszłam do boksu i zamknęłam od razu za sobą drzwi.
- Skąd go znasz? – zapytał Zayn, kiedy Olivier nie wracał.
- No mówiłam, to pracownik stadniny mojej mamy. Po jej śmierci, stadnina została zamknięta – powiedziałam, głaszcząc Reę ( Rea, tak się nazywała, jak wywnioskowałam po tabliczce na drzwiach boksu ). – Jaka ona śliczna.. – wyszeptałam pod nosem, a wtedy wrócił Oli. Na sianie, którym wyłożona była ziemia w boksie, postawił koszyk z przyrządami do czyszczenia konia. Wtedy dostałam olśnienia.
- Już wszystko pamiętam! – zaczęłam czyścić najpierw sierść konia, a potem ostrożnie zabrałam się za kopyta. Kiedy była gotowa, osiodłałam ją i założyłam ogłowie. Powoli zaczęłam ją wyprowadzać z boksu, widząc dumną twarz Oliviera. Uśmiechnęłam się do niego, po czym zapytałam, gdzie mam ją prowadzić.  Na chwilę wyszliśmy przed stajnię, by wejść potem na wielką halę, wysypaną piaskiem na ziemi. Wyprowadziłam Reę na środek ujeżdżalni, założyłam toczek i zwinnym ruchem usiadłam w siodle. Olivier pomógł mi wyregulować strzemiona, a po upewnieniu się, że są równe, powoli ruszyłam stępem. Zrobiłam kilka kółeczek by przyzwyczaić się do konia i wtedy ruszyłam kłusem, wybijając się z siodła w rytm klaczki.  Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który oznajmiał robienie zdjęcia. Popatrzyłam się na Mulata, który aktualnie patrzył w ekran aparatu. Popatrzyłam między uszy Rei, który były postawione do przodu. Połączyła nas niewidzialna więź.
            Przyspieszyłam, pochylając się do góry, czując jak klacz przyspiesza. Tak, właśnie weszłam do galopu. Cudowne uczucie… Po kilku kółkach zdecydowałam się na coś lepszego. Wzrokiem odszukałam przeszkody na środku ujeżdżalni i skierowałam się na nią. Nie mając już wyboru, nachyliłam się jeszcze mocniej i poczułam, jak koń unosi przednie kopyta, potem tylne. Czas jakby spowolnił, czułam się, jakbyśmy leciały w nieskończoność. Jednak cudowna chwila musiała się kiedyś skończyć. Rea płynnie wylądowała na piasku, na co usłyszałam gratulacje chłopaków. Podjechałam do nich, a Zayn od razu pokazał mi zdjęcie. Jest śliczne, tak jak mówił – przedstawiało mnie i konia, w momencie gdy „leciałyśmy” nad przeszkodą. Podziękowałam Mulatowi po czym popędziłam klacz do kłusa.
            Po półtora godzinnej jeździe zsiadłam z Rei i zaprowadziłam ją do boksu. Ściągnęłam z niej siodło oraz ogłowie, które podałam Olivierowi z uśmiechem. Przyniósł derkę (gdyby ktoś nie wiedział – to taki koc na konia) a ja okryłam nią klacz i zapięłam guzik przy szyi. Zamknęłam drzwi boksu.
- Tobie mam zapłacić? – zwróciłam się do blondyna.
- Nie płać. Ja zapłacę – opowiedział z ciepłym uśmiechem.
- Nie żartuj sobie.
- Mówię naprawdę. Zmieniłaś numer telefonu?
- Nie. A ty?
- No, zmieniłem. Sieć też – wyciągnęłam telefon i podałam mu, a on wpisał swój numer.
- Osz ty! I nie będę miała do ciebie darmowych sms’ów! – zaśmiałam się, chowając BlackBerry.
- A jak tak Josh?
- Dobrze, studiuje w szkole tańca.
Pogadaliśmy jeszcze około 15 minut, a potem pożegnaliśmy się przytuleniem i wsiadłam do samochodu Zayna. Od razu zaczął mówić że ślicznie wyglądam na koniu i podziwia mnie za talent. Oczywiście prychałam tylko, nie zgadzając się. Podał mi aparat, na którym było około 60 ślicznych zdjęć. Podziękowałam, całując go w policzek i poprosiłam, abyśmy pojechali do mnie.
            Odświeżyłam się pod prysznicem i ubrałam czarne rurki oraz fioletową bokserkę. W pokoju spakowałam jeszcze kilka rzeczy, po czym ubrałam czarną, skórzaną kurtkę i założyłam aparat na szyję. Chciałam znieść walizkę sama, na dół, ale Mulat mnie wyręczył. Uśmiechnęłam się tylko do niego, po czym bagaż wylądował w bagażniku i pojechaliśmy pod dom chłopaków.
            Siedziałam jak w transie nad walizką, myśląc co jeszcze mi się zmieści. Po stwierdzeniu, że nic, usiadłam na bagażu i zaczęłam mocować się z jego zamkiem. Kiedy wygrałam walkę, zeszłam na dół, by napić się wody w kuchni. 4/5 One Direction leżało na sobie jak wywrócone domino na kanapie. Spali. Pewnie drzemka po obiadowa. Zrobiłam im zdjęcie i od razu wrzuciłam na Twittera z podpisem „dobranoc! :) x”. Wpisałam jeszcze Nicki chłopaków i poszłam do kuchni, gdzie na krześle siedział Zayn i wpatrywał się w ekran komórki, śmiejąc się cicho. Podeszłam do niego bliżej, po czym zerknęłam na ekran jego telefonu. Tak jak myślałam, było tam zdjęcie mojego autorstwa. Uniósł głowę, przy czym musnął mnie postawionymi na żelu włosami, na co się lekko skrzywiłam. Podeszłam do butelki wody, odkręciłam zakrętkę i zrobiłam kilka łyków. Odstawiłam plastik, po czym odwróciłam się do Zayna.
- Pomożesz mi się spakować? – zapytał, na co popatrzyłam się na niego jak na idiotę. – No co?
- Żartujesz sobie? W wieku 19 lat nie potrafisz się sam spakować? – zaczęłam się śmiać.
- Nie wiem co ubrać na wesele – powiedział, udając obrażonego.
- Oj no już choodź – odpowiedziałam ze śmiechem, a wtedy on wstał, podszedł do mnie i przerzucił mnie przez ramię, jak worek ziemniaków. Postawił mnie dopiero w swoim pokoju po czym zamknął drzwi, a z szafy wyciągnął ogromną walizkę, większą od mojej i położył ją na dywanie. Uklęknęłam przed nią, myśląc, w co Zayn mógłby się ubrać na wesele. Po chwili namysłu podeszłam do szafy i zaczęłam wyciągać po kolei różne spodnie i koszule, oglądając je. Na wszelki wypadek spakowałam kilka zestawów, a ten idiota tylko leżał na podłodze na brzuchu i mnie oglądał. Posłałam mu mordercze spojrzenie i za karę rzuciłam się na niego. Cicho krzyknął, a ja go zaczęłam dzióbać w boki, na co zwijał się z bólu. Tak, to zdecydowanie jego czuły punkt. Nagle odwrócił mnie tak, że to ja leżałam pod nim. Zaczął mnie gilgotać i tym razem to ja zwijałam się, tylko że ze śmiechu. Jęknęłam z bólu gdy postanowił sobie zrobić ze mnie sofę i się na mnie położył.
- Zayn.. o Boże, błagam, zejdź… za jakie grzechy! – ledwo co mówiłam i chyba wtedy do niego dotarło, bo ze mnie zszedł. Odetchnęłam z ulgą, a wtedy do pokoju wparowała reszta zespołu. Dziwnie się na nas popatrzyli. Cóż, dla takich zboczeńców jakimi są oni, podejrzane może być nawet to, że leżymy z Zaynem obok siebie na dywanie, a ja nie mogę złapać oddechu. Niall, Liam, Harry i Louis popatrzyli się na siebie, a po chwili rzucili na Zayna, tworząc tą „ludzką kanapkę”. Zaczęłam się śmiać, po czym usadowiłam się na samej górze, na Louisie. Mulat poprosił, żebyśmy zeszli z niego, co zrobiliśmy z niechęcią. Jednak Harry wciąż leżał na nim.
- Awwww, Zarry! – zaśmiałam się, a reszta opuściła pokój, więc zostaliśmy we trójkę.
- Kotku, chodź na łóżko – powiedział Harry do Zayna, na co wybuchłam tak głośnym śmiechem, że aż położyłam się na podłodze.
- Harry, błagam cię… - wyszeptał Mulat.
- No co?
- Nico! Zejdź ze mnie.
- Tak się odzywasz do swojego Kochanie? Phi!
Patrzyłam, jak Loczek opuszcza pokój a potem znowu zaczęłam się śmiać, widząc zdezorientowanego Zayna.
            Wpadłam na pomysł, aby ogarnąć dom chłopaków przed wyjazdem. Poprosiłam więc, żeby razem z chłopakami gdzieś wyszli. Poszli dopiero 30 minut później bo Mulat układał sobie włosy. Cicho westchnęłam, śmiejąc się, po czym zabrałam się za wycieranie kurzy, potem poodkurzałam i umyłam podłogi. Wyszorowałam łazienki i zmieniłam pościel w każdym pokoju, po czym zaścieliłam łóżka. Zabrało mi to 4 godziny. Zeszłam na dół i od razu rzuciłam się na kanapę. Po około 2 minutach zasnęłam.
            Poczułam, jak czyjeś silne ramiona mnie podnoszą. Moje ręce opadły w dół, tak samo nogi. Po chwili jednak przysunęłam dłonie do torsu tej osoby, która mnie niosła i przytuliłam się do niego. Automatycznie rozpoznałam perfumy Zayna. Cicho mruknęłam, wtulając się jeszcze mocniej. Położył mnie na materacu łóżka, a wtedy lekko uniosłam oczy.
- Co jest? – zapytałam powoli i cicho.
- Nic, Słońce. Śpij dalej, widzę że bardzo się namęczyłaś gdy nas nie było – wyszeptał i pocałował mnie w czoło. Kiedy już chciał się odsuwać, zaplątałam palce na jego karku i pociągnęłam go na siebie. Opadł obok mnie, po czym objął moje drobne ciało, a ja ponownie wtuliłam się w jego ciepły tors. Nagle wstał, na co się na niego popatrzyłam. Ściągnął spodnie i koszulkę. Otworzyłam usta ze zdziwienia, pożerając go wzrokiem. Położył się ponownie obok mnie, a ja położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i przysunęłam się do niego na maksymalną odległość. Odpłynęłam po raz drugi do krainy Morfeusza.
            Obudziłam się o godzinie 8 nad ranem. Zayn już krzątał się po pokoju. W SAMYCH SPODNIACH.
- Oo, widzę że już wstałaś – uśmiechnął się do mnie ciepło. Założył koszulkę.
- Mhm… - wymruczałam, po czym stanęłam na nogach i przeciągnęłam się. – Zbierać się już?
- No, tak powoli możesz - poszedł na dół, taszcząc za sobą moją walizkę. Ja natomiast skierowałam się do siebie, gdzie wyciągnęłam z szafy białą koszulkę w czarne, poziome paski, czarne rurki i brązowy pasek, oraz bieliznę. Poszłam do łazienki, szybko się wykąpałam łącznie z głową, po czym wysuszyłam włosy. Wyprostowałam je, pomalowałam się a na koniec ubrałam zestaw ubrań, wkładając koszulkę do spodni i pasek między szlufki. Wyszłam z pomieszczenia, gdzie zastałam Zayna.
- Uuu… Louis nie będzie zadowolony! – przeanalizowałam słowa Zayna i zaczęłam się śmiać. Zeszliśmy na dół, gdzie przecudownie było czuć naleśnikami. Weszliśmy do kuchni, gdzie zastaliśmy Harry’ego, smażącego właśnie te cuda, a reszta jadła przy stole. Louis widząc mnie, aż zakrztusił się sokiem. Kiedy się uspokoił, zaczęłam się z niego śmiać.
- Co.. jak… ale! No! Przecież… To ja! Znaczy się… To ja się tak ubieram! Eeeeeeeeeeeeeeeeeeej, kopiujesz mnie! – zaczął wymachiwać rękami, na co zaśmiałam się jeszcze głośniej i usiadłam do stołu. Po śniadaniu, pożegnaliśmy się z chłopakami, którzy wyściskali mnie, jakbym wyjeżdżała na co najmniej 10 lat. Mulat ubrał swoje czarne Nike’i a ja krótkie, białe Conversy. Z uśmiechem poszliśmy do samochodu, a Zayn ogłosił, że przygotował muzykę, po czym otworzył schowek, gdzie były wszystkie płyty Linkin Park, 30 Seconds To Mars no i oczywiście Up All Night. Jako pierwsze puściłam płytę 1D i jadąc, śpiewaliśmy wszystkie piosenki. Potem włączyłam pierwszą płytę Linkin Park, i razem z dwoma wokalistami tego zespołu, śpiewałam lub rapowałam, za co Zayn mnie chwalił. Potem gadaliśmy o różnych pierdołach oraz opowiadaliśmy sobie różne kawały. Dojechaliśmy dopiero o 2 popołudniu, przez korki.
            Hotel był śliczny, przestronny i utrzymany w zimnym klimacie. Jasno-szare ściany i brązowe panele, w podobnym kolorze biurko recepcji. Windą dojechaliśmy na drugie piętro, po czym skierowaliśmy się do pokoju 106. Apartament był utrzymany w brązowych i śliwkowych. Ściany były pomalowane na kawowo, a sofa oraz dwa fotele były ciemno-śliwkowe, z szarymi poduszkami. Pomiędzy tym zestawem stał mały, drewniany stoliczek a na ścianie niewielki telewizor plazmowy. Reszta ścian była przyozdobiona zdjęciami Londynu, Paryża i Los Angeles. Były także troje drzwi. Kiedy otworzyłam pierwsze drzwi, zobaczyłam łazienkę z dwoma szafkami, prysznicem i kafelkami w odcieniu turkusa. Następne były od sypialni, w kolorze beżowym, tylko jedna ściana była czerwona, przy której stało łóżko… Zaraz! Dwuosobowe?! Oj Zayn… Naprzeciwko łóżka stały dwa, beżowe fotele a pomiędzy nimi czarny stolik z wazonem róż. Po prawej stronie wejścia stała brązowa szafa, a podłoga była pokryta białą wykładziną. Przeszłam do trzecich drzwi, gdzie całe pomieszczenie było wykafelkowane w kolorze szarym, a na środku, na poziomie podłogi było jacuzzi. Moje oczy stały się zapewne wielkie. Stałam osłupiała, a po chwili poczułam ramię Zayna na swojej talii.
- Dwie sprawy. Dlaczego tam jest dwuosobowe łóżko, a tutaj jacuzzi? – od razu zapytałam.
- Bo to apartament małżeński –odpowiedział, jakby to było całkowicie normalnie.
- A to nie było innych?
- No właśnie nie, wszystkie inne są pozajmowane i zostały tylko małżeńskie.
Westchnęłam.
- To co robimy? – zapytałam.
- Możemy zamówić obiad, bo zgłodniałem – odpowiedział, na co pokręciłam przecząco głową.
- Sobie weź, ja nie. Nie jestem głodna – uśmiechnęłam się do niego ciepło, po czym wyszliśmy z pomieszczenia. Do apartamentu wszedł jakiś facet z naszymi walizkami. Zayn podziękował i przestawił je do sypialni. Od razu otworzyłam swój bagaż i wyciągnęłam miętowy lakier. Usiadłam z nim w salonie i zaczęłam malować paznokcie. W tym samym czasie Zayn zamówił dwie porcje spaghetti. Bo to tak ciężko zrozumieć, że ja nie jestem głodna! Kiedy się rozłączył, wyszczerzył do mnie dwa rządki idealnie białych zębów. Pokręciłam głową i zakręciłam buteleczkę z lakierem, po czym wyciągnęłam nogi przed siebie i oparłam się o oparcie sofy. Mulat usiadł obok mnie i włączył telewizor.
            Pół godziny później do pokoju zapukała wysoka blondynka z idealnymi nogami i sylwetką. Ubrana była w czarną spódnicę przed kolano, a do niej miała wsadzoną białą koszulę zapiętą pod szyję. Włosy miała spięte w koka na czubku głowy, a na stopach miała czarne szpilki. Przed sobą pchała stolik z daniami.
- Dzień dobry, czy to tutaj było składane zamówienie? Miały być dwie porcje spaghetti – powiedziała. Poczułam, że moje kompleksy osiągnęły przy niej maksimum, czułam się okropna i brzydka.
- Dzień dobry, tak. To tutaj – uśmiechnęłam się do niej i odsunęłam, pozwalając by wjechała dalej. Gdy Zayn ją zobaczył dosłownie zaczął pożerać ją wzrokiem. Zarzuciłam grzywką i usiadłam ponownie na sofie, gdy blondynka opuszczała pokój. Zamknęła za sobą drzwi. Przyznam szczerze, że danie wyglądało tak apetycznie że zaczęłam jeść. Zjadłam oczywiście później niż Zayn.
- Gdybym miała strój kąpielowy to poszłabym do jacuzzi – powiedziałam, wyciągając telefon z kieszeni, który oznajmił mi, że dostałam sms’a. Od Jo.
„ I jak, dojechaliście już? Jak tak to podoba się w hotelu? ;)”
Z uśmiechem odpisałam.
„Dojechaliśmy ponad godzinę temu. Hotel jest śliczny, spaghetti pyszne, tylko szkoda, że Zayn wziął apartament dla małżeństwa… Cóż, ponoć innych nie było. No i mamy dwuosobowe łóżko i jacuzzi. Póki co jest dobrze :)”
I wysłałam. Odłożyłam telefon na stolik, a wtedy Zayn wziął mnie na ręce. Pisnęłam, po czym zaczęłam się smiać, ale kiedy skierował się do pomieszczenia z jacuzzi nie było mi już wesoło.
- Zayn, debilu, puść mnie! – krzyknęłam, ale było za późno. Wrzucił mnie lekko do jacuzzi, nacisnął jakiś guzik a woda zaczęła bulgotać. Ściągnął buty i sam wszedł. Zamoczył także swoją fryzurę, niemożliwe! Grzywka opadła mu na czoło, wyglądał tak słodko.. Stop! O czym ja myślę?
            Zaczęliśmy się chlapać i skakać po sobie, choć przyznam, że w jeansach nie było mi najwygodniej. Nie zdziwiłabym się, gdyby nasi tymczasowi sąsiedzi przyszli do nas z prośbą o uciszenie się. Po godzinie wygłupiania się, wyszliśmy z jacuzzi a Zayn je wyłączył. Skierowaliśmy się do sypialni, gdzie na łóżku leżały cztery ręczniki. Zaczęliśmy się wycierać, po czym zawiązałam włosy w „turban”. Z walizki wyciągnęłam szare dresy, koszulkę z logiem Nirvany (która tak de facto należy do Zayna) i czystą bieliznę. Poszłam do łazienki, gdzie powycierałam ciało i ubrałam się w suche ubrania. Wróciłam do bagażu po suszarkę i wysuszyłam włosy już w sypialni. Kiedy obydwoje doprowadziliśmy się do porządku, znalazłam karty w jednej z półek. Z uśmiechem pokazałam je Mulatowi, a on jęknął.
- Nie potrafię grać – skrzywił się, a ja pociągnęłam go za rękę do salonu gdzie usiedliśmy na dywanie. Rozdałam karty i grając, tłumaczyłam mu, co ma zrobić. Szybko załapał, więc pograliśmy około 2 godziny, a potem dopadliśmy telefonów. Usiedliśmy na sofie, a ja położyłam swoje łydki na jego uda. Na moich nogach położył swoje ręce i zaczęliśmy nołjajfować z Twitterem. Odpisywałam fankom 1D, niektóre zaczęłam follować a po chwili zrobiłam zdjęcie Zaynowi i dodałam na ćwierkacza z opisem:
„oto Wasz uzależniony od Twittera @zaynmalik ;)”
Po chwili poczułam szturchnięcie w nogę. Zaczęłam się śmiać.
- No eej, ile jeszcze moich zdjęć dodasz? – jęknął.
- Dużo. Nie mów, że nie lubisz się oglądać! – wytknął mi język, po czym poszedł do łazienki a telefon zostawił na łóżku. Oczywiście nie zostawiłam go bez opieki! Wzięłam go do ręki i zaczęłam follować fanki, które o to prosiły. Kiedy Zayn wrócił i zobaczył, że mam jego telefon, rzucił się na mnie, a ja coś zaczęłam klikać. Piszczałam, choć nie mogłam złapać oddechu. Po chwili śmialiśmy się, a Zayn w końcu ze mnie zszedł. Okazało się, że napisałam do kilku fanek coś typu: „sfngknxodnf dxvd”. One odpisały, że nie wiedzą o co chodzi, ale i tak się cieszą. No tak, przecież Zayn w mojej postaci im napisał, bo ja zaczęłam klikać w ekran, kiedy Mulat się na mnie rzucił! Pokazałam to chłopakowi, który zaczął się śmiać.
            Zayn zamówił szampana. Przyniosła go znowu ta blondynka, po 10 minutach. Zayn ładnie podziękował i zamknął drzwi, gdy kobieta opuściła pokój. Z hukiem otworzył butelkę i nalał do lampek do pełna.
- Ale oczywiście ja nie mogę za dużo, bo jutro rano jedziemy – powiedział i usiadł obok mnie. Wypiłam trunek, po czym napadłam na butelkę i zaczęłam pić z gwinta. Zayn tylko się śmiał. Wypiłam ponad połowę, po czym odstawiłam szkło na stolik i przytuliłam się do chłopaka. Objął mnie ramieniem, a ja położyłam swoją rękę na jego brzuch. Nogi położyłam na jego i już po chwili zasnęłam.
            Ktoś zaczął mnie lekko szturchać.
- Sophie.. Wstawaj, będziemy jechali za niedługo.. – ten głos rozpoznam nawet podczas śmierci. Uśmiechnęłam się i zamruczałam, po czym odwróciłam się na drugi bok, a więc przodem do Zayna. Otworzyłam powoli oczy by ujrzeć Mulata, który miał już idealnie ustawioną fryzurę i ubrany był w biały t-shirt, czarne rurki i koszulę w turkusowo-szarą kratkę. Powoli usiadłam na łóżku a potem wstałam, podeszłam do walizki. Wyciągnęłam czerwone rurki i białą bokserkę w czarne paski, oraz czystą bieliznę. Do drugiej ręki wzięłam szczoteczkę do zębów i pastę, oraz szczotkę do czesania włosów. Poszłam do łazienki, gdzie umyłam zęby, przeczesałam włosy i ubrałam zestaw ubrań. Wróciłam do sypialni, gdzie spakowałam wyciągnięte rzeczy i poszłam jeszcze się lekko pomalować.
            Zjedliśmy śniadanie w restauracji, po czym w recepcji Zayn zapłacił za pobyt i już 15 minut później jechaliśmy, śpiewając różne piosenki i wygłupiając się.
            Kierunek Bradford!

____
cholera, nie udało mi sie dać wesela xD ale w następnym już na pewno będzie, I swear! :D 
no więc liczę na jakieś komentarze, bo ten rozdział podoba mi się chyba najbardziej ;)
następny za tydzień/dwa tygodnie.
hope u enjoy :) x

niedziela, 7 października 2012

05. live while we're young.


            Po obudzeniu się, poczułam ból w głowie, jednak nie tak wielki, żebym umierała. Po 10 minutach przewracania się na boki, powoli stanęłam na dywanie i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam wielki, turkusowy sweter, który sięgał mi prawie do kolan. Zaciągnęłam rękawy do końca dłoni i zeszłam na dół.
- Heej – wychrypiałam do zgromadzonych w kuchni. Oczywiście wszyscy już wstali, a ja ostatnia. Przyzwyczaiłam się już do tego. Usiadłam pomiędzy ścianą a Zaynem, który podsunął mi tabletkę przeciwbólową i kubek herbaty. Podziękowałam skinieniem głowy i połknęłam lek. Wzięłam kanapkę z żółtym serem i powoli ją zjadłam. Wszyscy ogłosili, że idą dalej spać, jednak Mulat został.
- No i co, warto było iść? – poruszał brwiami.
- Oj no warto… - odpowiedziałam, po czym dotknęłam swojego czoła. – Boże, ja mam gorączkę?
Mulat przyłożył swoją dłoń do mojej głowy i zaklął pod nosem.
- Idziemy do góry -  wziął mnie na ręce, choć protestowałam. Położył mnie na łóżku w swoim pokoju po czym kazał się przykryć. Zrobiłam to, bo było mi strasznie zimno. Wyszedł z pokoju, by po chwili wrócić z Danielle, która także sprawdziła, czy mam temperaturę.
- Zayn, weź przynieś termometr – Mulat od razu wyszedł z pokoju. – Często chorujesz?
- Ostatnio to prawie w ogóle, ale kiedyś to ledwo co mogłam pójść do szkoły… - odpowiedziałam cicho. Robiło mi się słabo.
- Pójdziemy do lekarza, będzie musiał ci wypisać zwolnienie. Gorączkę masz na pewno – pogłaskała mnie po głowie z uśmiechem. Zanim ją poznałam, wiedziałam że taka jest. Widać było na zdjęciach, jak troszczy się o Liama. Także się uśmiechnęłam i wtedy wrócił Zayn z termometrem. Zacisnęłam go pod pachą, a po około 4 minutach Dani go wzięła.
- Kuźwa, 39 stopni! Jedziemy do lekarza.
- Danielle… Wszyscy jeszcze mają promile, nikt nie może…
- Wiesz, w dwudziestym pierwszym wieku są taksówki i telefon, tak? Zamawiaj, już.
Mulat ponownie wyszedł z pokoju, a Danielle za nim. Wróciła z moimi czarnymi rurkami i w tym samym kolorze koszulkę. Ubrałam to szybko, a na t-shirt ponownie wciągnęłam na siebie sweter. Wtedy Zayn wszedł i szybko się ubrał. Zeszliśmy na dół, ale najpierw Dan powiedziała Liamowi, że jedziemy. Wsiedliśmy do taksówki a Zayn podał adres. Po kilku minutach znalazłam się w tym okropnym budynku, zwanym przychodnią. Po 15 minutach czekania, lekarz nas zaprosił, po czym zbadał mnie.
- A jak się pani czuje? – zapytał.
- Źle, bardzo mi zimno i słabo – odpowiedziałam jak najgłośniej mogłam, choć i tak wyszło cicho. Nie miałam siły na nic. Dan kazała mi usiąść. Bez protestów to zrobiłam. Lekarz zaczął tłumaczyć jak mam brać leki, zapisując to, jednak nie kontaktowałam. Zayn i Dani uważnie go słuchali. Mulat poprosił lekarza, aby wypisał zwolnienie, które otrzymał po niedługim czasie. Po chwili, z pomocą dziewczyny wyszliśmy. Kiedy w końcu byliśmy w domu, dostałam leki i od razu zakopałam się pod kołdrą w łóżku Malika. Bardzo mi się chciało spać, jednak po prostu nie mogłam zasnąć. Do pokoju wszedł jego właściciel i położył się obok mnie. Wtuliłam się w jego ciepły tors, a on mnie objął. I w tym momencie zasnęłam.
            Obudziłam się nadal przytulona do chłopaka. Byłam cała spocona, więc się odkryłam. Pogłaskał mnie po policzku.
- Już lepiej? – zapytał troskliwie.
- Dużo lepiej – odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
- Chodź na dół, musisz znowu wziąć leki. Bierzesz trzy razy dziennie – wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam. Pomógł mi wstać, po czym zeszliśmy na parter. Na sofie siedział Niall, który grał na gitarze, a obok niego Hazza, śpiewał jakąś piosenkę, której nie znam. Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym poszłam z Malikiem do kuchni. Podał mi leki, które zażyłam według instrukcji lekarza i wróciliśmy do salonu. Usiadłam na kolanach Zayna zawinięta w koc. Mulat zaczął śpiewać z Harrym What Makes You Beautiful, a Niall grał właśnie tą piosenkę. Uśmiechałam się szeroko, w końcu nie dużo Directionerek może siedzieć na kolanach u Zayna i słuchać jak on, i Loczek śpiewają. W dodatku Nialler grający na gitarze… Chyba żadna Directionerka nie ma tak dobrze jak ja! Przytuliłam się mocniej do Malika, ciesząc się, że mogę mieć takiego przyjaciela jak on.
- Jutro zawieziemy to zwolnienie do szkoły? – zapytałam.
- Jasne. I masz mi do czwartku wyzdrowieć, bo jedziemy jednak w czwartek – odpowiedział. Zaśmiałam się. Teraz Niall grał „I’m Yours”, a Harry śpiewał.
            Siedzieliśmy tak dopóki nie wróciła reszta. Liam i Danielle nieśli coś w opakowaniach. Postawili je na stole i otworzyli, a przed nami ukazały się różne potrawy, np. spaghetti, ziemniaki z kotletem, frytki, hamburgery itp. Gdy zobaczyłam Nialla z jego uśmiechem, wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Rzucił się na spaghetti, a ja w sumie niechętnie chwyciłam pudełko z ziemniakami i kotletem. El i Lou przynieśli sztućce i zaczęliśmy jeść, wszyscy. Nadal siedziałam na kolanach Malika, co przyniosło mi wredne uśmieszki i dziwne spojrzenia dwóch par. Natomiast Harry i Niall już się przyzwyczaili do tego, że mam „podwyższony fotel”, a samemu Zaynowi niespecjalnie to przeszkadzało. Lepiej – wyglądał, jakby mu to odpowiadało. Kiedy każdy skończył jeść, chciałam posprzątał, jednak spotkałam sprzeciwy.
- Kochanie, idź się połóż – przekonywała mnie Dani. Zawsze jest taka opiekuńcza. Natomiast Zayn…
- Danielle dobrze mówi. No idź, musisz odpoczywać, żeby nie złapać czegoś gorszego i wyleczyć się do czwartku.
- Na wesele musisz być zdrowa, zrobisz tam furorę! Z Dan zrobimy z ciebie taką ślicznotkę, że samej siebie nie poznasz – El uśmiechnęła się do mnie miło. Reszta tylko kiwała głowami. Uległam im. Byłam tak owinięta kocem, że chodziłam dosłownie tip-topami. W końcu doszłam do pokoju Zayna i rzuciłam się na jego łóżko. Kiedy właściciel pomieszczenia przyszedł do niego, poprosiłam go, aby przyniósł mi BlackBerry i iPada. Zrobił to bez wahania, po czym położył się obok mnie i objął mnie ramieniem. Najpierw sprawdziłam telefon, gdzie czekał na mnie sms od Jo.
„Naprawdę Josh to twój brat? No, no, robisz się sławna! :D Co powiesz na jakiś spacer? Mam wolny cały tydzień, więc…”
Wydęłam usta. A mogłam z nim spędzić cały tydzień.. Cóż. Z niechęcią odpowiedziałam mu.
„ No, to mój brat. Tak, sławna, ciekawe dlaczego? :p Przecież wiesz, że nikogo nie wykorzystuję i tak zostanie na zawsze. A co do spaceru, to niestety nie. Wczoraj byłam na urodzinach u znajomego chłopaków i dzisiaj zachorowałam, mam zwolnienie ze szkoły na cały tydzień. A w czwartek jadę do Bradford, bo w sobotę jest wesele kuzynki Zayna i on poprosił mnie, abym była jego osobą towarzyszącą. Więc jeśli spacer, to dopiero za tydzień w weekend…”
Co tam, że zajęło mi to 4 sms’y, na niego nigdy mi nie będzie szkoda pieniędzy. Wysłałam, po czym włączyłam iPada. Logując się na Facebooka usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Odebrałam połączenie nawet nie patrząc kto dzwoni. Odetchnęłam, kiedy po moim „halo?” usłyszałam głos Jo.
- No heej. Ale się rozpisałaś. To co, poszalałaś na imprezie? – zaśmiałam się.
- Tak, oczywiście. Głowa będzie mnie boleć przez następny tydzień – w tym momencie to on się zaśmiał.
- A tak w ogóle to opowiadaj, jak tam z tym Joshem! Media już o tym trąbią. Ale niektóre mówią, że jesteś jego dziewczyną, drugie, że siostrą, a trzecie zaś, że tylko przyjaciółką.
- No Josh jest z poprzedniego małżeństwa mamy, a potem dała go do domu dziecka… - i tak zaczęłam mu wszystko odpowiadać. Z drugiej strony panowała cisza, kiedy skończyłam. – Josh?
- No nie wierzę. Serio, twoja matka by ciebie i twojego tatę tak okłamała? Przecież to była najszczersza kobieta, którą kiedykolwiek spotkałem…
- Widzisz. Słuchaj, ja muszę kończyć. Dam dać za tydzień co do spaceru, a teraz ogólnie będziemy mogli gadać przez sms’y. To paa! – przesłałam mu kilka buziaków. Kiedy odpowiedział, rozłączyłam się i od razu wygrzebałam spod kołdry. Poszłam do swojego pokoju, gdzie ubrałam czarne rurki, taką samą koszulę z długim rękawem. Wtedy wszedł Zayn.
- Gdzieś idziesz? – zapytał.
- Idę. Nie ważne gdzie – wyprzedziłam jego kolejne pytanie. Poszłam do łazienki, gdzie przeczesałam włosy szczotką i pomalowałam się. Zeszłam na dół i bez ostrzeżenia poszłam do przedpokoju. Zignorowałam pytania Dani i El. Ubrałam czarne botki na małym obcasie i naciągnęłam czarną, skórzaną kurtkę. Włożyłam telefon do kieszeni rurek i wyszłam. Skierowałam się w to miejsce. Kiedy ostatnio tam byłam? Kilka miesięcy temu, w rocznicę śmierci. I tak było to wszystko za daleko. Obrzeża Londynu. Doszłam dopiero tam po godzinie. Kilka grobów. W tym mojej mamy. Usiadłam na starej ławce, która zaskrzypiała. Popatrzyłam się na mały grobowiec. Ile bym dała, aby wróciła… Rozejrzałam się, hamując łzy. Trochę się pozmieniało. Brakowało mi kilku drzew. Jednak zardzewiałe ogrodzenie nadal stało.
            Nie mogłam. Rozpłakałam się, chowając twarz w dłonie. Zaczęły przypominać mi się te wszystkie lata, spędzone z nią. To dzięki niej pokochałam konie. Od zawsze się nimi pasjonowała, a hobby przeszło na mnie. Pamiętam, jak przeżywałam razem z nią kilka dni po śmierci jej klaczy, Clare. Piękna, cała czarna z małą, białą kropeczką na pysku. Teraz przypominałam sobie wszystkie konie, które były w naszej stajni. Tak, mieliśmy stajnię. Pracował tam Kevin, Olivier i Nicki. Niestety, kiedy mama umarła, wszystkie konie zostały sprzedane, tak samo dom. Od tego czasu, nie kontaktuję się z trzema przyjaciółmi. Trochę mi ich brakuje, Nicki zawsze robiła mi zdjęcia gdy jeździłam. Chciałabym to powtórzyć. Piękny czas, a może nawet najpiękniejszy w moim życiu.
            Opadłam na kolana przed grobem. Płacząc, modliłam się, aby moja mama miała tam lepiej. Później modliłam się za konie, aby z nowymi właścicielami mieli tak dobrze jak u nas. Po skończonej modlitwie, otarłam policzki i wzięłam się za sprzątanie grobowca. Starą zmiotką zmiotłam liście, a szmatkę zamoczyłam w pobliskim, o dziwo działającym kranie i starłam kurz. Znalazłam jakąś reklamówkę, gdzie wrzuciłam stare wkłady ze zniczy i kwiatki. Kiedy już miałam iść, ktoś do mnie zadzwonił. Zayn.
- Słucham? – na pewno było słychać, że płakałam. No cóż.
- Płakałaś? – odpowiedział pytaniem.
- Może. Coś się stało?
- No, nie ma cię od 3, prawie 4 godzin w domu. Gdzie jesteś?
- Mówiłam, nie ważne. Wrócę za godzinę – bez pożegnania rozłączyłam się i schowałam telefon do spodni. Wychodząc, wyrzuciłam reklamówkę do kosza i ruszyłam w stronę domu chłopaków. Po drodze na nieszczęście musiałam spotkać Liama i Danielle.
- A ty gdzie chodzisz? Miałaś odpoczywać, zresztą, nie ma cię w domu od prawie 4 godzin! – tak właśnie przywitała mnie Dan.
- Tak, hej, Danielle, hej – cały czas spoglądałam na boki lub ziemię, byleby uniknąć ich wzroku.
- Płakałaś – odezwał się Liam.
- Może – odpowiedziałam. – Dobra, jeśli nie macie niczego ważnego do powiedzenia, to ja już pójdę, cześć.
Wyminęłam ich, jednak czułam ich wzrok na sobie. Westchnęłam, po czym znalazłam w kieszeni kurtki słuchawki. Podłączyłam je do telefonu i puściłam In Between zespołu Linkin Park. Kiedy para zniknęła mi z widoku, a nikogo innego nie widziałam, usiadłam na chodniku. Podciągnęłam nogi pod brodę i zaczęłam patrzyć się przed siebie. Po 30 minutach w końcu wstałam i wróciłam do domu. Weszłam do środka, ściągnęłam buty i położyłam je w szafie. Skierowałam się do swojego pokoju od razu, mimo pytań dosłownie wszystkich. Zamknęłam się w swoim pokoju. Zrzuciłam z siebie kurtkę, po czym zaczęłam kaszleć jak oszalała. Gardło zaczęło o sobie przypominać. Leki, powiedział mi głos w głowie. Zeszłam na dół, po czym poszłam do kuchni i łyknęłam tabletki. Usiadłam na krześle. Nagle Zayn usiadł przede mną. Spuściłam głowę.
- Skarbie, powiesz mi o co chodzi? Dlaczego ostatnio tak płaczesz? – zapytał szeptem, głaszcząc mnie po kolanie. Chyba pierwszy raz powiedział do mnie ‘skarbie’. Przygryzłam  wargę.
- To jest normalne. Często płaczę, odkąd mama umarła. Jeszcze kilka tygodni, i się przyzwyczaicie – odszeptałam.
- Ale ja nie chcę się przyzwyczajać. Na pewno nie do tego, okej? Nie mogę powiedzieć, że cię rozumiem, bo moja mama nie zmarła. Z niektórymi rzeczami po prostu trzeba się pogodzić, chcąc czy nie chcąc. Wiem, że to dla ciebie przykre, ale masz nas. Może nie zastąpimy mamy… Lepsze coś, niż nic, prawda?
Przytaknęłam głową. Usadowiłam się na jego kolanach i wtuliłam w jego ciepły tors. Objął mnie mocno ramionami. Siedzieliśmy tak jakieś 10 minut, po czym odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam blado. Zeszłam z jego nóg, po czym poszłam do góry i kontynuowałam przerwaną czynność, jaką było sprawdzanie sieci. FaceBook – spam. Twitter – spam. Tumblr – spam moimi zdjęciami z Zaynem lub Joshem. WSZĘDZIE SPAM. Znudzona już tym, wyłączyłam Internet i włączyłam książkę. Podeszłam do wieży i podłączyłam do niej telefon z pomocą krótkiego kabelka i puściłam drugą płytę zespołu 30 Seconds To Mars. Wróciłam do iPada i zaczęłam czytać lekturę. Po chwili do pokoju wszedł Zayn.
- Mogłabyś zostać na jakieś 15 minut sama? Liam poszedł do Dan, Louis do El, a ja muszę jechać z Harrym i Niallem do Nicka, bo zostawili coś tam, a oczywiście oni wypili już po piwie – powiedział, ciepło się uśmiechając. Odwzajemniłam gest i przytaknęłam głową.
- Pewnie, jedź. Nie traktuj mnie, jakbym miała jakąś chorobę zakaźną, to tylko przeziębienie – odpowiedziałam.
- Oj tam, oj tam. Zresztą, jesteś moją przyjaciółką, zależy mi na twoim zdrowiu i szczęściu.
Opuścił pokój, zostawiając mnie z głową, w której odbijały się jego słowa. Od śmierci mamy, nikt mi czegoś podobnego nie powiedział. Nie słyszałam, że ktoś się o mnie troszczy. Oczywiście oprócz Jo. Nie mówił mi tego wprost, ale zawsze przy mnie był.
- Zayn! – krzyknęłam, po czym złapałam się za gardło. Taka nagroda za krzyczenie podczas choroby… Westchnęłam, a wtedy Mulat pojawił się w drzwiach. – A Josh może przyjść?
- Który?
- No mój przyjaciel.
- W sumie obojętnie który, może.
Opuścił pokój, a ja od razu zadzwoniłam do przyjaciela. Powiedział, że będzie za 20 minut. Czekałam na niego, odpowiadając na Twitterze niektórym Directionerkom na pytania, czy chodzę z Zaynem, lub coś podobnego. Kilka zaczęłam follować, które dziękowały mi za to. Dla mnie to głupota – nie byłam sławna, nie chodziłam z żadnym z chłopaków a byłam rozpoznawalna wśród fanek zespołu. Wyłączyłam ze śmiechem iPada, i wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Krzycząc „już idę!” zbiegłam po schodach i szybko otworzyłam drzwi, w których stał nie kto inny jak Josh. Rzuciłam się na niego, a on wszedł w głąb domu, biorąc mnie na ręce.
- No w kooońcu, hej! – powiedział.
- No nareszcie! – przedrzeźniałam go. – Czeeeść!
- Ej… - zaczął coś mówić, ale przerwał i zamilkł. – Czy chłopcy z zespołu są tacy spokojni? Z tego co mi opowiadałaś, wywnioskowałam, że nie…
- Zayn, Niall i Harry pojechali do ich przyjaciela, wczoraj byliśmy na jego urodzinach. Liam poszedł gdzieś z Danielle, a Louis z Eleanor – wytłumaczyłam mu. – No, opowiadaj co słychać!
Zaczął mówić, co się u niego wydarzyło. Dowiedziałam się w końcu, że Jane została jego dziewczyną, na co mu pogratulowałam. Później zaczął mnie uczyć tańca towarzyskiego, którego się nauczył w szkole. Oczywiście ja się ciągle śmiałam z samej siebie – myliłam kroki i nie wiedziałam, co będzie następne. W końcu w miarę się nauczyłam, a kiedy skończyliśmy, odchylił mnie do tyłu, kładąc na swoim wyciągniętym kolanie, oczywiście podtrzymując mnie ręką. Jak gentelman, pocałował mnie w dłoń, na co się zaśmiałam i wtedy spostrzegłam, że w progu drzwi stoi Zayn. Zarumieniłam się, ale po chwili oprzytomniałam i przedstawiłam sobie chłopaków. Oczywiście Mulat zaczął się dopytywać Josha, skąd zna te kroki. Jo odpowiedział mu, zgodnie z prawdą, że ze szkoły, a wtedy Malik mu pogratulował. Zaprosiłam przyjaciela do swojego pokoju, jednak od mi odmówił, tłumacząc się spotkaniem z Jane.
- Aaaa, no to leć i powodzenia! Tylko nie zrób z siebie idioty, okej? – powiedziałam, na co on mnie popchnął, w wyniku czego wpadłam na ścianę. Spiorunowałam go wzrokiem i zaczęłam bić pięściami, choć wcale to na nim nie robiło wrażenia. Wszystkiemu z rozbawieniem przyglądał się Zayn, czego nie miałam mu za złe. Na jego miejscu też bym się śmiała. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, po czym on wyszedł. Jeszcze raz życzyłam mu powodzenia i zamknęłam drzwi. Wróciłam do salonu po czym usiadłam obok Mulata.
- Nieźle tańczysz – zaśmiał się.
- Josh uczy mnie odkąd jest na uczelni. Znam kilka kroków – uśmiechnęłam się. Przytaknął głową.
- W czwartek rano wyjeżdżamy, zatrzymujemy się Birmingham w hotelu i w piątek jedziemy prosto do Bradford, oczywiście z kilkoma przystankami. Pasuje? – zapytał po chwili ciszy.
- Jasne.
Siedzieliśmy do godziny 9 wieczorem, oglądając różne seriale i programy, wymieniając się głupimi komentarzami. Poczułam zmęczenie. Tak! O 9 wieczorem… Sama sobie nie wierzyłam, ale zwaliłam to na chorobę.
- Idę spać, bo zasypiam – powiadomiłam Zayna.
- Kolorowych – zaśmiał się, po czym pocałowałam go w policzek i poszłam do góry. Położyłam się w łóżku i wtedy odzyskałam energię. Wkurzona na siebie, poszłam po słuchawki, które podłączyłam do telefonu. Ponownie zakopałam się pod kołdrą, po czym puściłam Birdy – People Help The People. Z tą piosenką w uszach zasnęłam.

____
cześć, możecie mnie teraz znienawidzić! czekaliście 2 tygodnie, tak? w dodatku udało mi się wydusić z siebie tylko 6 stron. i w dodatku ten rozdział jest okropny -.- ale dałam sobie postanowienie, że dodam go jeszcze w ten wekeend. więc nie obrażajcie się na mnie, obiecuję, że następny będzie lepszy i dłuższy (: mogę Wam zdradzić, że w 6. będzie już wesele! :D chyba. XD no dobra, nie będę Was przynudzać. to do napisania! (mam cień nadziei, że może jednak Wam się ten rozdział spodoba. ale nie mam pewności, więc czekam na komentarze :) x)