niedziela, 7 października 2012

05. live while we're young.


            Po obudzeniu się, poczułam ból w głowie, jednak nie tak wielki, żebym umierała. Po 10 minutach przewracania się na boki, powoli stanęłam na dywanie i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam wielki, turkusowy sweter, który sięgał mi prawie do kolan. Zaciągnęłam rękawy do końca dłoni i zeszłam na dół.
- Heej – wychrypiałam do zgromadzonych w kuchni. Oczywiście wszyscy już wstali, a ja ostatnia. Przyzwyczaiłam się już do tego. Usiadłam pomiędzy ścianą a Zaynem, który podsunął mi tabletkę przeciwbólową i kubek herbaty. Podziękowałam skinieniem głowy i połknęłam lek. Wzięłam kanapkę z żółtym serem i powoli ją zjadłam. Wszyscy ogłosili, że idą dalej spać, jednak Mulat został.
- No i co, warto było iść? – poruszał brwiami.
- Oj no warto… - odpowiedziałam, po czym dotknęłam swojego czoła. – Boże, ja mam gorączkę?
Mulat przyłożył swoją dłoń do mojej głowy i zaklął pod nosem.
- Idziemy do góry -  wziął mnie na ręce, choć protestowałam. Położył mnie na łóżku w swoim pokoju po czym kazał się przykryć. Zrobiłam to, bo było mi strasznie zimno. Wyszedł z pokoju, by po chwili wrócić z Danielle, która także sprawdziła, czy mam temperaturę.
- Zayn, weź przynieś termometr – Mulat od razu wyszedł z pokoju. – Często chorujesz?
- Ostatnio to prawie w ogóle, ale kiedyś to ledwo co mogłam pójść do szkoły… - odpowiedziałam cicho. Robiło mi się słabo.
- Pójdziemy do lekarza, będzie musiał ci wypisać zwolnienie. Gorączkę masz na pewno – pogłaskała mnie po głowie z uśmiechem. Zanim ją poznałam, wiedziałam że taka jest. Widać było na zdjęciach, jak troszczy się o Liama. Także się uśmiechnęłam i wtedy wrócił Zayn z termometrem. Zacisnęłam go pod pachą, a po około 4 minutach Dani go wzięła.
- Kuźwa, 39 stopni! Jedziemy do lekarza.
- Danielle… Wszyscy jeszcze mają promile, nikt nie może…
- Wiesz, w dwudziestym pierwszym wieku są taksówki i telefon, tak? Zamawiaj, już.
Mulat ponownie wyszedł z pokoju, a Danielle za nim. Wróciła z moimi czarnymi rurkami i w tym samym kolorze koszulkę. Ubrałam to szybko, a na t-shirt ponownie wciągnęłam na siebie sweter. Wtedy Zayn wszedł i szybko się ubrał. Zeszliśmy na dół, ale najpierw Dan powiedziała Liamowi, że jedziemy. Wsiedliśmy do taksówki a Zayn podał adres. Po kilku minutach znalazłam się w tym okropnym budynku, zwanym przychodnią. Po 15 minutach czekania, lekarz nas zaprosił, po czym zbadał mnie.
- A jak się pani czuje? – zapytał.
- Źle, bardzo mi zimno i słabo – odpowiedziałam jak najgłośniej mogłam, choć i tak wyszło cicho. Nie miałam siły na nic. Dan kazała mi usiąść. Bez protestów to zrobiłam. Lekarz zaczął tłumaczyć jak mam brać leki, zapisując to, jednak nie kontaktowałam. Zayn i Dani uważnie go słuchali. Mulat poprosił lekarza, aby wypisał zwolnienie, które otrzymał po niedługim czasie. Po chwili, z pomocą dziewczyny wyszliśmy. Kiedy w końcu byliśmy w domu, dostałam leki i od razu zakopałam się pod kołdrą w łóżku Malika. Bardzo mi się chciało spać, jednak po prostu nie mogłam zasnąć. Do pokoju wszedł jego właściciel i położył się obok mnie. Wtuliłam się w jego ciepły tors, a on mnie objął. I w tym momencie zasnęłam.
            Obudziłam się nadal przytulona do chłopaka. Byłam cała spocona, więc się odkryłam. Pogłaskał mnie po policzku.
- Już lepiej? – zapytał troskliwie.
- Dużo lepiej – odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
- Chodź na dół, musisz znowu wziąć leki. Bierzesz trzy razy dziennie – wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam. Pomógł mi wstać, po czym zeszliśmy na parter. Na sofie siedział Niall, który grał na gitarze, a obok niego Hazza, śpiewał jakąś piosenkę, której nie znam. Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym poszłam z Malikiem do kuchni. Podał mi leki, które zażyłam według instrukcji lekarza i wróciliśmy do salonu. Usiadłam na kolanach Zayna zawinięta w koc. Mulat zaczął śpiewać z Harrym What Makes You Beautiful, a Niall grał właśnie tą piosenkę. Uśmiechałam się szeroko, w końcu nie dużo Directionerek może siedzieć na kolanach u Zayna i słuchać jak on, i Loczek śpiewają. W dodatku Nialler grający na gitarze… Chyba żadna Directionerka nie ma tak dobrze jak ja! Przytuliłam się mocniej do Malika, ciesząc się, że mogę mieć takiego przyjaciela jak on.
- Jutro zawieziemy to zwolnienie do szkoły? – zapytałam.
- Jasne. I masz mi do czwartku wyzdrowieć, bo jedziemy jednak w czwartek – odpowiedział. Zaśmiałam się. Teraz Niall grał „I’m Yours”, a Harry śpiewał.
            Siedzieliśmy tak dopóki nie wróciła reszta. Liam i Danielle nieśli coś w opakowaniach. Postawili je na stole i otworzyli, a przed nami ukazały się różne potrawy, np. spaghetti, ziemniaki z kotletem, frytki, hamburgery itp. Gdy zobaczyłam Nialla z jego uśmiechem, wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Rzucił się na spaghetti, a ja w sumie niechętnie chwyciłam pudełko z ziemniakami i kotletem. El i Lou przynieśli sztućce i zaczęliśmy jeść, wszyscy. Nadal siedziałam na kolanach Malika, co przyniosło mi wredne uśmieszki i dziwne spojrzenia dwóch par. Natomiast Harry i Niall już się przyzwyczaili do tego, że mam „podwyższony fotel”, a samemu Zaynowi niespecjalnie to przeszkadzało. Lepiej – wyglądał, jakby mu to odpowiadało. Kiedy każdy skończył jeść, chciałam posprzątał, jednak spotkałam sprzeciwy.
- Kochanie, idź się połóż – przekonywała mnie Dani. Zawsze jest taka opiekuńcza. Natomiast Zayn…
- Danielle dobrze mówi. No idź, musisz odpoczywać, żeby nie złapać czegoś gorszego i wyleczyć się do czwartku.
- Na wesele musisz być zdrowa, zrobisz tam furorę! Z Dan zrobimy z ciebie taką ślicznotkę, że samej siebie nie poznasz – El uśmiechnęła się do mnie miło. Reszta tylko kiwała głowami. Uległam im. Byłam tak owinięta kocem, że chodziłam dosłownie tip-topami. W końcu doszłam do pokoju Zayna i rzuciłam się na jego łóżko. Kiedy właściciel pomieszczenia przyszedł do niego, poprosiłam go, aby przyniósł mi BlackBerry i iPada. Zrobił to bez wahania, po czym położył się obok mnie i objął mnie ramieniem. Najpierw sprawdziłam telefon, gdzie czekał na mnie sms od Jo.
„Naprawdę Josh to twój brat? No, no, robisz się sławna! :D Co powiesz na jakiś spacer? Mam wolny cały tydzień, więc…”
Wydęłam usta. A mogłam z nim spędzić cały tydzień.. Cóż. Z niechęcią odpowiedziałam mu.
„ No, to mój brat. Tak, sławna, ciekawe dlaczego? :p Przecież wiesz, że nikogo nie wykorzystuję i tak zostanie na zawsze. A co do spaceru, to niestety nie. Wczoraj byłam na urodzinach u znajomego chłopaków i dzisiaj zachorowałam, mam zwolnienie ze szkoły na cały tydzień. A w czwartek jadę do Bradford, bo w sobotę jest wesele kuzynki Zayna i on poprosił mnie, abym była jego osobą towarzyszącą. Więc jeśli spacer, to dopiero za tydzień w weekend…”
Co tam, że zajęło mi to 4 sms’y, na niego nigdy mi nie będzie szkoda pieniędzy. Wysłałam, po czym włączyłam iPada. Logując się na Facebooka usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Odebrałam połączenie nawet nie patrząc kto dzwoni. Odetchnęłam, kiedy po moim „halo?” usłyszałam głos Jo.
- No heej. Ale się rozpisałaś. To co, poszalałaś na imprezie? – zaśmiałam się.
- Tak, oczywiście. Głowa będzie mnie boleć przez następny tydzień – w tym momencie to on się zaśmiał.
- A tak w ogóle to opowiadaj, jak tam z tym Joshem! Media już o tym trąbią. Ale niektóre mówią, że jesteś jego dziewczyną, drugie, że siostrą, a trzecie zaś, że tylko przyjaciółką.
- No Josh jest z poprzedniego małżeństwa mamy, a potem dała go do domu dziecka… - i tak zaczęłam mu wszystko odpowiadać. Z drugiej strony panowała cisza, kiedy skończyłam. – Josh?
- No nie wierzę. Serio, twoja matka by ciebie i twojego tatę tak okłamała? Przecież to była najszczersza kobieta, którą kiedykolwiek spotkałem…
- Widzisz. Słuchaj, ja muszę kończyć. Dam dać za tydzień co do spaceru, a teraz ogólnie będziemy mogli gadać przez sms’y. To paa! – przesłałam mu kilka buziaków. Kiedy odpowiedział, rozłączyłam się i od razu wygrzebałam spod kołdry. Poszłam do swojego pokoju, gdzie ubrałam czarne rurki, taką samą koszulę z długim rękawem. Wtedy wszedł Zayn.
- Gdzieś idziesz? – zapytał.
- Idę. Nie ważne gdzie – wyprzedziłam jego kolejne pytanie. Poszłam do łazienki, gdzie przeczesałam włosy szczotką i pomalowałam się. Zeszłam na dół i bez ostrzeżenia poszłam do przedpokoju. Zignorowałam pytania Dani i El. Ubrałam czarne botki na małym obcasie i naciągnęłam czarną, skórzaną kurtkę. Włożyłam telefon do kieszeni rurek i wyszłam. Skierowałam się w to miejsce. Kiedy ostatnio tam byłam? Kilka miesięcy temu, w rocznicę śmierci. I tak było to wszystko za daleko. Obrzeża Londynu. Doszłam dopiero tam po godzinie. Kilka grobów. W tym mojej mamy. Usiadłam na starej ławce, która zaskrzypiała. Popatrzyłam się na mały grobowiec. Ile bym dała, aby wróciła… Rozejrzałam się, hamując łzy. Trochę się pozmieniało. Brakowało mi kilku drzew. Jednak zardzewiałe ogrodzenie nadal stało.
            Nie mogłam. Rozpłakałam się, chowając twarz w dłonie. Zaczęły przypominać mi się te wszystkie lata, spędzone z nią. To dzięki niej pokochałam konie. Od zawsze się nimi pasjonowała, a hobby przeszło na mnie. Pamiętam, jak przeżywałam razem z nią kilka dni po śmierci jej klaczy, Clare. Piękna, cała czarna z małą, białą kropeczką na pysku. Teraz przypominałam sobie wszystkie konie, które były w naszej stajni. Tak, mieliśmy stajnię. Pracował tam Kevin, Olivier i Nicki. Niestety, kiedy mama umarła, wszystkie konie zostały sprzedane, tak samo dom. Od tego czasu, nie kontaktuję się z trzema przyjaciółmi. Trochę mi ich brakuje, Nicki zawsze robiła mi zdjęcia gdy jeździłam. Chciałabym to powtórzyć. Piękny czas, a może nawet najpiękniejszy w moim życiu.
            Opadłam na kolana przed grobem. Płacząc, modliłam się, aby moja mama miała tam lepiej. Później modliłam się za konie, aby z nowymi właścicielami mieli tak dobrze jak u nas. Po skończonej modlitwie, otarłam policzki i wzięłam się za sprzątanie grobowca. Starą zmiotką zmiotłam liście, a szmatkę zamoczyłam w pobliskim, o dziwo działającym kranie i starłam kurz. Znalazłam jakąś reklamówkę, gdzie wrzuciłam stare wkłady ze zniczy i kwiatki. Kiedy już miałam iść, ktoś do mnie zadzwonił. Zayn.
- Słucham? – na pewno było słychać, że płakałam. No cóż.
- Płakałaś? – odpowiedział pytaniem.
- Może. Coś się stało?
- No, nie ma cię od 3, prawie 4 godzin w domu. Gdzie jesteś?
- Mówiłam, nie ważne. Wrócę za godzinę – bez pożegnania rozłączyłam się i schowałam telefon do spodni. Wychodząc, wyrzuciłam reklamówkę do kosza i ruszyłam w stronę domu chłopaków. Po drodze na nieszczęście musiałam spotkać Liama i Danielle.
- A ty gdzie chodzisz? Miałaś odpoczywać, zresztą, nie ma cię w domu od prawie 4 godzin! – tak właśnie przywitała mnie Dan.
- Tak, hej, Danielle, hej – cały czas spoglądałam na boki lub ziemię, byleby uniknąć ich wzroku.
- Płakałaś – odezwał się Liam.
- Może – odpowiedziałam. – Dobra, jeśli nie macie niczego ważnego do powiedzenia, to ja już pójdę, cześć.
Wyminęłam ich, jednak czułam ich wzrok na sobie. Westchnęłam, po czym znalazłam w kieszeni kurtki słuchawki. Podłączyłam je do telefonu i puściłam In Between zespołu Linkin Park. Kiedy para zniknęła mi z widoku, a nikogo innego nie widziałam, usiadłam na chodniku. Podciągnęłam nogi pod brodę i zaczęłam patrzyć się przed siebie. Po 30 minutach w końcu wstałam i wróciłam do domu. Weszłam do środka, ściągnęłam buty i położyłam je w szafie. Skierowałam się do swojego pokoju od razu, mimo pytań dosłownie wszystkich. Zamknęłam się w swoim pokoju. Zrzuciłam z siebie kurtkę, po czym zaczęłam kaszleć jak oszalała. Gardło zaczęło o sobie przypominać. Leki, powiedział mi głos w głowie. Zeszłam na dół, po czym poszłam do kuchni i łyknęłam tabletki. Usiadłam na krześle. Nagle Zayn usiadł przede mną. Spuściłam głowę.
- Skarbie, powiesz mi o co chodzi? Dlaczego ostatnio tak płaczesz? – zapytał szeptem, głaszcząc mnie po kolanie. Chyba pierwszy raz powiedział do mnie ‘skarbie’. Przygryzłam  wargę.
- To jest normalne. Często płaczę, odkąd mama umarła. Jeszcze kilka tygodni, i się przyzwyczaicie – odszeptałam.
- Ale ja nie chcę się przyzwyczajać. Na pewno nie do tego, okej? Nie mogę powiedzieć, że cię rozumiem, bo moja mama nie zmarła. Z niektórymi rzeczami po prostu trzeba się pogodzić, chcąc czy nie chcąc. Wiem, że to dla ciebie przykre, ale masz nas. Może nie zastąpimy mamy… Lepsze coś, niż nic, prawda?
Przytaknęłam głową. Usadowiłam się na jego kolanach i wtuliłam w jego ciepły tors. Objął mnie mocno ramionami. Siedzieliśmy tak jakieś 10 minut, po czym odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam blado. Zeszłam z jego nóg, po czym poszłam do góry i kontynuowałam przerwaną czynność, jaką było sprawdzanie sieci. FaceBook – spam. Twitter – spam. Tumblr – spam moimi zdjęciami z Zaynem lub Joshem. WSZĘDZIE SPAM. Znudzona już tym, wyłączyłam Internet i włączyłam książkę. Podeszłam do wieży i podłączyłam do niej telefon z pomocą krótkiego kabelka i puściłam drugą płytę zespołu 30 Seconds To Mars. Wróciłam do iPada i zaczęłam czytać lekturę. Po chwili do pokoju wszedł Zayn.
- Mogłabyś zostać na jakieś 15 minut sama? Liam poszedł do Dan, Louis do El, a ja muszę jechać z Harrym i Niallem do Nicka, bo zostawili coś tam, a oczywiście oni wypili już po piwie – powiedział, ciepło się uśmiechając. Odwzajemniłam gest i przytaknęłam głową.
- Pewnie, jedź. Nie traktuj mnie, jakbym miała jakąś chorobę zakaźną, to tylko przeziębienie – odpowiedziałam.
- Oj tam, oj tam. Zresztą, jesteś moją przyjaciółką, zależy mi na twoim zdrowiu i szczęściu.
Opuścił pokój, zostawiając mnie z głową, w której odbijały się jego słowa. Od śmierci mamy, nikt mi czegoś podobnego nie powiedział. Nie słyszałam, że ktoś się o mnie troszczy. Oczywiście oprócz Jo. Nie mówił mi tego wprost, ale zawsze przy mnie był.
- Zayn! – krzyknęłam, po czym złapałam się za gardło. Taka nagroda za krzyczenie podczas choroby… Westchnęłam, a wtedy Mulat pojawił się w drzwiach. – A Josh może przyjść?
- Który?
- No mój przyjaciel.
- W sumie obojętnie który, może.
Opuścił pokój, a ja od razu zadzwoniłam do przyjaciela. Powiedział, że będzie za 20 minut. Czekałam na niego, odpowiadając na Twitterze niektórym Directionerkom na pytania, czy chodzę z Zaynem, lub coś podobnego. Kilka zaczęłam follować, które dziękowały mi za to. Dla mnie to głupota – nie byłam sławna, nie chodziłam z żadnym z chłopaków a byłam rozpoznawalna wśród fanek zespołu. Wyłączyłam ze śmiechem iPada, i wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Krzycząc „już idę!” zbiegłam po schodach i szybko otworzyłam drzwi, w których stał nie kto inny jak Josh. Rzuciłam się na niego, a on wszedł w głąb domu, biorąc mnie na ręce.
- No w kooońcu, hej! – powiedział.
- No nareszcie! – przedrzeźniałam go. – Czeeeść!
- Ej… - zaczął coś mówić, ale przerwał i zamilkł. – Czy chłopcy z zespołu są tacy spokojni? Z tego co mi opowiadałaś, wywnioskowałam, że nie…
- Zayn, Niall i Harry pojechali do ich przyjaciela, wczoraj byliśmy na jego urodzinach. Liam poszedł gdzieś z Danielle, a Louis z Eleanor – wytłumaczyłam mu. – No, opowiadaj co słychać!
Zaczął mówić, co się u niego wydarzyło. Dowiedziałam się w końcu, że Jane została jego dziewczyną, na co mu pogratulowałam. Później zaczął mnie uczyć tańca towarzyskiego, którego się nauczył w szkole. Oczywiście ja się ciągle śmiałam z samej siebie – myliłam kroki i nie wiedziałam, co będzie następne. W końcu w miarę się nauczyłam, a kiedy skończyliśmy, odchylił mnie do tyłu, kładąc na swoim wyciągniętym kolanie, oczywiście podtrzymując mnie ręką. Jak gentelman, pocałował mnie w dłoń, na co się zaśmiałam i wtedy spostrzegłam, że w progu drzwi stoi Zayn. Zarumieniłam się, ale po chwili oprzytomniałam i przedstawiłam sobie chłopaków. Oczywiście Mulat zaczął się dopytywać Josha, skąd zna te kroki. Jo odpowiedział mu, zgodnie z prawdą, że ze szkoły, a wtedy Malik mu pogratulował. Zaprosiłam przyjaciela do swojego pokoju, jednak od mi odmówił, tłumacząc się spotkaniem z Jane.
- Aaaa, no to leć i powodzenia! Tylko nie zrób z siebie idioty, okej? – powiedziałam, na co on mnie popchnął, w wyniku czego wpadłam na ścianę. Spiorunowałam go wzrokiem i zaczęłam bić pięściami, choć wcale to na nim nie robiło wrażenia. Wszystkiemu z rozbawieniem przyglądał się Zayn, czego nie miałam mu za złe. Na jego miejscu też bym się śmiała. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, po czym on wyszedł. Jeszcze raz życzyłam mu powodzenia i zamknęłam drzwi. Wróciłam do salonu po czym usiadłam obok Mulata.
- Nieźle tańczysz – zaśmiał się.
- Josh uczy mnie odkąd jest na uczelni. Znam kilka kroków – uśmiechnęłam się. Przytaknął głową.
- W czwartek rano wyjeżdżamy, zatrzymujemy się Birmingham w hotelu i w piątek jedziemy prosto do Bradford, oczywiście z kilkoma przystankami. Pasuje? – zapytał po chwili ciszy.
- Jasne.
Siedzieliśmy do godziny 9 wieczorem, oglądając różne seriale i programy, wymieniając się głupimi komentarzami. Poczułam zmęczenie. Tak! O 9 wieczorem… Sama sobie nie wierzyłam, ale zwaliłam to na chorobę.
- Idę spać, bo zasypiam – powiadomiłam Zayna.
- Kolorowych – zaśmiał się, po czym pocałowałam go w policzek i poszłam do góry. Położyłam się w łóżku i wtedy odzyskałam energię. Wkurzona na siebie, poszłam po słuchawki, które podłączyłam do telefonu. Ponownie zakopałam się pod kołdrą, po czym puściłam Birdy – People Help The People. Z tą piosenką w uszach zasnęłam.

____
cześć, możecie mnie teraz znienawidzić! czekaliście 2 tygodnie, tak? w dodatku udało mi się wydusić z siebie tylko 6 stron. i w dodatku ten rozdział jest okropny -.- ale dałam sobie postanowienie, że dodam go jeszcze w ten wekeend. więc nie obrażajcie się na mnie, obiecuję, że następny będzie lepszy i dłuższy (: mogę Wam zdradzić, że w 6. będzie już wesele! :D chyba. XD no dobra, nie będę Was przynudzać. to do napisania! (mam cień nadziei, że może jednak Wam się ten rozdział spodoba. ale nie mam pewności, więc czekam na komentarze :) x)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za każdy komentarz. ten pozytywny, jak i negatywny. z każdego się cieszę, bo wiem, że ktoś czyta moje wypociny :) xx
+ JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANA/Y NA TWITTERZE, W KOMENTARZU POD NAJNOWSZYM ROZDZIAŁEM PODAJ SWÓJ NICK!