Po obudzeniu się, poczułam ból w
głowie, jednak nie tak wielki, żebym umierała. Po 10 minutach przewracania się
na boki, powoli stanęłam na dywanie i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam
wielki, turkusowy sweter, który sięgał mi prawie do kolan. Zaciągnęłam rękawy
do końca dłoni i zeszłam na dół.
- Heej –
wychrypiałam do zgromadzonych w kuchni. Oczywiście wszyscy już wstali, a ja
ostatnia. Przyzwyczaiłam się już do tego. Usiadłam pomiędzy ścianą a Zaynem,
który podsunął mi tabletkę przeciwbólową i kubek herbaty. Podziękowałam
skinieniem głowy i połknęłam lek. Wzięłam kanapkę z żółtym serem i powoli ją
zjadłam. Wszyscy ogłosili, że idą dalej spać, jednak Mulat został.
- No i
co, warto było iść? – poruszał brwiami.
- Oj no
warto… - odpowiedziałam, po czym dotknęłam swojego czoła. – Boże, ja mam
gorączkę?
Mulat
przyłożył swoją dłoń do mojej głowy i zaklął pod nosem.
-
Idziemy do góry - wziął mnie na ręce,
choć protestowałam. Położył mnie na łóżku w swoim pokoju po czym kazał się
przykryć. Zrobiłam to, bo było mi strasznie zimno. Wyszedł z pokoju, by po
chwili wrócić z Danielle, która także sprawdziła, czy mam temperaturę.
- Zayn,
weź przynieś termometr – Mulat od razu wyszedł z pokoju. – Często chorujesz?
-
Ostatnio to prawie w ogóle, ale kiedyś to ledwo co mogłam pójść do szkoły… -
odpowiedziałam cicho. Robiło mi się słabo.
-
Pójdziemy do lekarza, będzie musiał ci wypisać zwolnienie. Gorączkę masz na
pewno – pogłaskała mnie po głowie z uśmiechem. Zanim ją poznałam, wiedziałam że
taka jest. Widać było na zdjęciach, jak troszczy się o Liama. Także się
uśmiechnęłam i wtedy wrócił Zayn z termometrem. Zacisnęłam go pod pachą, a po
około 4 minutach Dani go wzięła.
- Kuźwa,
39 stopni! Jedziemy do lekarza.
- Danielle…
Wszyscy jeszcze mają promile, nikt nie może…
- Wiesz,
w dwudziestym pierwszym wieku są taksówki i telefon, tak? Zamawiaj, już.
Mulat
ponownie wyszedł z pokoju, a Danielle za nim. Wróciła z moimi czarnymi rurkami
i w tym samym kolorze koszulkę. Ubrałam to szybko, a na t-shirt ponownie
wciągnęłam na siebie sweter. Wtedy Zayn wszedł i szybko się ubrał. Zeszliśmy na
dół, ale najpierw Dan powiedziała Liamowi, że jedziemy. Wsiedliśmy do taksówki
a Zayn podał adres. Po kilku minutach znalazłam się w tym okropnym budynku,
zwanym przychodnią. Po 15 minutach czekania, lekarz nas zaprosił, po czym
zbadał mnie.
- A jak
się pani czuje? – zapytał.
- Źle,
bardzo mi zimno i słabo – odpowiedziałam jak najgłośniej mogłam, choć i tak
wyszło cicho. Nie miałam siły na nic. Dan kazała mi usiąść. Bez protestów to
zrobiłam. Lekarz zaczął tłumaczyć jak mam brać leki, zapisując to, jednak nie
kontaktowałam. Zayn i Dani uważnie go słuchali. Mulat poprosił lekarza, aby
wypisał zwolnienie, które otrzymał po niedługim czasie. Po chwili, z pomocą
dziewczyny wyszliśmy. Kiedy w końcu byliśmy w domu, dostałam leki i od razu
zakopałam się pod kołdrą w łóżku Malika. Bardzo mi się chciało spać, jednak po
prostu nie mogłam zasnąć. Do pokoju wszedł jego właściciel i położył się obok
mnie. Wtuliłam się w jego ciepły tors, a on mnie objął. I w tym momencie
zasnęłam.
Obudziłam się nadal przytulona do
chłopaka. Byłam cała spocona, więc się odkryłam. Pogłaskał mnie po policzku.
- Już
lepiej? – zapytał troskliwie.
- Dużo
lepiej – odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
- Chodź
na dół, musisz znowu wziąć leki. Bierzesz trzy razy dziennie – wyciągnął do
mnie rękę, którą złapałam. Pomógł mi wstać, po czym zeszliśmy na parter. Na
sofie siedział Niall, który grał na gitarze, a obok niego Hazza, śpiewał jakąś
piosenkę, której nie znam. Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym poszłam z
Malikiem do kuchni. Podał mi leki, które zażyłam według instrukcji lekarza i
wróciliśmy do salonu. Usiadłam na kolanach Zayna zawinięta w koc. Mulat zaczął
śpiewać z Harrym What Makes You Beautiful, a Niall grał właśnie tą piosenkę.
Uśmiechałam się szeroko, w końcu nie dużo Directionerek może siedzieć na
kolanach u Zayna i słuchać jak on, i Loczek śpiewają. W dodatku Nialler grający
na gitarze… Chyba żadna Directionerka nie ma tak dobrze jak ja! Przytuliłam się
mocniej do Malika, ciesząc się, że mogę mieć takiego przyjaciela jak on.
- Jutro
zawieziemy to zwolnienie do szkoły? – zapytałam.
- Jasne.
I masz mi do czwartku wyzdrowieć, bo jedziemy jednak w czwartek – odpowiedział.
Zaśmiałam się. Teraz Niall grał „I’m Yours”, a Harry śpiewał.
Siedzieliśmy tak dopóki nie wróciła
reszta. Liam i Danielle nieśli coś w opakowaniach. Postawili je na stole i
otworzyli, a przed nami ukazały się różne potrawy, np. spaghetti, ziemniaki z
kotletem, frytki, hamburgery itp. Gdy zobaczyłam Nialla z jego uśmiechem,
wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Rzucił się na spaghetti, a ja w sumie
niechętnie chwyciłam pudełko z ziemniakami i kotletem. El i Lou przynieśli
sztućce i zaczęliśmy jeść, wszyscy. Nadal siedziałam na kolanach Malika, co
przyniosło mi wredne uśmieszki i dziwne spojrzenia dwóch par. Natomiast Harry i
Niall już się przyzwyczaili do tego, że mam „podwyższony fotel”, a samemu
Zaynowi niespecjalnie to przeszkadzało. Lepiej – wyglądał, jakby mu to
odpowiadało. Kiedy każdy skończył jeść, chciałam posprzątał, jednak spotkałam
sprzeciwy.
-
Kochanie, idź się połóż – przekonywała mnie Dani. Zawsze jest taka opiekuńcza. Natomiast
Zayn…
-
Danielle dobrze mówi. No idź, musisz odpoczywać, żeby nie złapać czegoś
gorszego i wyleczyć się do czwartku.
- Na
wesele musisz być zdrowa, zrobisz tam furorę! Z Dan zrobimy z ciebie taką
ślicznotkę, że samej siebie nie poznasz – El uśmiechnęła się do mnie miło.
Reszta tylko kiwała głowami. Uległam im. Byłam tak owinięta kocem, że chodziłam
dosłownie tip-topami. W końcu doszłam do pokoju Zayna i rzuciłam się na jego
łóżko. Kiedy właściciel pomieszczenia przyszedł do niego, poprosiłam go, aby
przyniósł mi BlackBerry i iPada. Zrobił to bez wahania, po czym położył się obok
mnie i objął mnie ramieniem. Najpierw sprawdziłam telefon, gdzie czekał na mnie
sms od Jo.
„Naprawdę Josh to twój brat? No,
no, robisz się sławna! :D Co powiesz na jakiś spacer? Mam wolny cały tydzień,
więc…”
Wydęłam
usta. A mogłam z nim spędzić cały tydzień.. Cóż. Z niechęcią odpowiedziałam mu.
„ No, to mój brat. Tak, sławna,
ciekawe dlaczego? :p Przecież wiesz, że nikogo nie wykorzystuję i tak zostanie
na zawsze. A co do spaceru, to niestety nie. Wczoraj byłam na urodzinach u
znajomego chłopaków i dzisiaj zachorowałam, mam zwolnienie ze szkoły na cały
tydzień. A w czwartek jadę do Bradford, bo w sobotę jest wesele kuzynki Zayna i
on poprosił mnie, abym była jego osobą towarzyszącą. Więc jeśli spacer, to
dopiero za tydzień w weekend…”
Co tam,
że zajęło mi to 4 sms’y, na niego nigdy mi nie będzie szkoda pieniędzy.
Wysłałam, po czym włączyłam iPada. Logując się na Facebooka usłyszałam dzwonek
swojego telefonu. Odebrałam połączenie nawet nie patrząc kto dzwoni.
Odetchnęłam, kiedy po moim „halo?” usłyszałam głos Jo.
- No
heej. Ale się rozpisałaś. To co, poszalałaś na imprezie? – zaśmiałam się.
- Tak,
oczywiście. Głowa będzie mnie boleć przez następny tydzień – w tym momencie to
on się zaśmiał.
- A tak
w ogóle to opowiadaj, jak tam z tym Joshem! Media już o tym trąbią. Ale
niektóre mówią, że jesteś jego dziewczyną, drugie, że siostrą, a trzecie zaś,
że tylko przyjaciółką.
- No
Josh jest z poprzedniego małżeństwa mamy, a potem dała go do domu dziecka… - i
tak zaczęłam mu wszystko odpowiadać. Z drugiej strony panowała cisza, kiedy
skończyłam. – Josh?
- No nie
wierzę. Serio, twoja matka by ciebie i twojego tatę tak okłamała? Przecież to
była najszczersza kobieta, którą kiedykolwiek spotkałem…
-
Widzisz. Słuchaj, ja muszę kończyć. Dam dać za tydzień co do spaceru, a teraz
ogólnie będziemy mogli gadać przez sms’y. To paa! – przesłałam mu kilka
buziaków. Kiedy odpowiedział, rozłączyłam się i od razu wygrzebałam spod
kołdry. Poszłam do swojego pokoju, gdzie ubrałam czarne rurki, taką samą
koszulę z długim rękawem. Wtedy wszedł Zayn.
- Gdzieś
idziesz? – zapytał.
- Idę.
Nie ważne gdzie – wyprzedziłam jego kolejne pytanie. Poszłam do łazienki, gdzie
przeczesałam włosy szczotką i pomalowałam się. Zeszłam na dół i bez ostrzeżenia
poszłam do przedpokoju. Zignorowałam pytania Dani i El. Ubrałam czarne botki na
małym obcasie i naciągnęłam czarną, skórzaną kurtkę. Włożyłam telefon do
kieszeni rurek i wyszłam. Skierowałam się w to miejsce. Kiedy ostatnio tam
byłam? Kilka miesięcy temu, w rocznicę śmierci. I tak było to wszystko za
daleko. Obrzeża Londynu. Doszłam dopiero tam po godzinie. Kilka grobów. W tym
mojej mamy. Usiadłam na starej ławce, która zaskrzypiała. Popatrzyłam się na
mały grobowiec. Ile bym dała, aby wróciła… Rozejrzałam się, hamując łzy. Trochę
się pozmieniało. Brakowało mi kilku drzew. Jednak zardzewiałe ogrodzenie nadal
stało.
Nie mogłam. Rozpłakałam się,
chowając twarz w dłonie. Zaczęły przypominać mi się te wszystkie lata, spędzone
z nią. To dzięki niej pokochałam konie. Od zawsze się nimi pasjonowała, a hobby
przeszło na mnie. Pamiętam, jak przeżywałam razem z nią kilka dni po śmierci
jej klaczy, Clare. Piękna, cała czarna z małą, białą kropeczką na pysku. Teraz
przypominałam sobie wszystkie konie, które były w naszej stajni. Tak, mieliśmy
stajnię. Pracował tam Kevin, Olivier i Nicki. Niestety, kiedy mama umarła,
wszystkie konie zostały sprzedane, tak samo dom. Od tego czasu, nie kontaktuję
się z trzema przyjaciółmi. Trochę mi ich brakuje, Nicki zawsze robiła mi
zdjęcia gdy jeździłam. Chciałabym to powtórzyć. Piękny czas, a może nawet
najpiękniejszy w moim życiu.
Opadłam na kolana przed grobem.
Płacząc, modliłam się, aby moja mama miała tam lepiej. Później modliłam się za
konie, aby z nowymi właścicielami mieli tak dobrze jak u nas. Po skończonej
modlitwie, otarłam policzki i wzięłam się za sprzątanie grobowca. Starą zmiotką
zmiotłam liście, a szmatkę zamoczyłam w pobliskim, o dziwo działającym kranie i
starłam kurz. Znalazłam jakąś reklamówkę, gdzie wrzuciłam stare wkłady ze
zniczy i kwiatki. Kiedy już miałam iść, ktoś do mnie zadzwonił. Zayn.
-
Słucham? – na pewno było słychać, że płakałam. No cóż.
-
Płakałaś? – odpowiedział pytaniem.
- Może.
Coś się stało?
- No,
nie ma cię od 3, prawie 4 godzin w domu. Gdzie jesteś?
-
Mówiłam, nie ważne. Wrócę za godzinę – bez pożegnania rozłączyłam się i
schowałam telefon do spodni. Wychodząc, wyrzuciłam reklamówkę do kosza i
ruszyłam w stronę domu chłopaków. Po drodze na nieszczęście musiałam spotkać
Liama i Danielle.
- A ty
gdzie chodzisz? Miałaś odpoczywać, zresztą, nie ma cię w domu od prawie 4
godzin! – tak właśnie przywitała mnie Dan.
- Tak,
hej, Danielle, hej – cały czas spoglądałam na boki lub ziemię, byleby uniknąć
ich wzroku.
-
Płakałaś – odezwał się Liam.
- Może –
odpowiedziałam. – Dobra, jeśli nie macie niczego ważnego do powiedzenia, to ja
już pójdę, cześć.
Wyminęłam
ich, jednak czułam ich wzrok na sobie. Westchnęłam, po czym znalazłam w
kieszeni kurtki słuchawki. Podłączyłam je do telefonu i puściłam In Between zespołu Linkin Park. Kiedy
para zniknęła mi z widoku, a nikogo innego nie widziałam, usiadłam na chodniku.
Podciągnęłam nogi pod brodę i zaczęłam patrzyć się przed siebie. Po 30 minutach
w końcu wstałam i wróciłam do domu. Weszłam do środka, ściągnęłam buty i
położyłam je w szafie. Skierowałam się do swojego pokoju od razu, mimo pytań
dosłownie wszystkich. Zamknęłam się w swoim pokoju. Zrzuciłam z siebie kurtkę,
po czym zaczęłam kaszleć jak oszalała. Gardło zaczęło o sobie przypominać. Leki, powiedział mi głos w głowie.
Zeszłam na dół, po czym poszłam do kuchni i łyknęłam tabletki. Usiadłam na
krześle. Nagle Zayn usiadł przede mną. Spuściłam głowę.
-
Skarbie, powiesz mi o co chodzi? Dlaczego ostatnio tak płaczesz? – zapytał
szeptem, głaszcząc mnie po kolanie. Chyba pierwszy raz powiedział do mnie
‘skarbie’. Przygryzłam wargę.
- To
jest normalne. Często płaczę, odkąd mama umarła. Jeszcze kilka tygodni, i się
przyzwyczaicie – odszeptałam.
- Ale ja
nie chcę się przyzwyczajać. Na pewno nie do tego, okej? Nie mogę powiedzieć, że
cię rozumiem, bo moja mama nie zmarła. Z niektórymi rzeczami po prostu trzeba
się pogodzić, chcąc czy nie chcąc. Wiem, że to dla ciebie przykre, ale masz
nas. Może nie zastąpimy mamy… Lepsze coś, niż nic, prawda?
Przytaknęłam
głową. Usadowiłam się na jego kolanach i wtuliłam w jego ciepły tors. Objął
mnie mocno ramionami. Siedzieliśmy tak jakieś 10 minut, po czym odsunęłam się
od niego i uśmiechnęłam blado. Zeszłam z jego nóg, po czym poszłam do góry i
kontynuowałam przerwaną czynność, jaką było sprawdzanie sieci. FaceBook – spam.
Twitter – spam. Tumblr – spam moimi zdjęciami z Zaynem lub Joshem. WSZĘDZIE
SPAM. Znudzona już tym, wyłączyłam Internet i włączyłam książkę. Podeszłam do
wieży i podłączyłam do niej telefon z pomocą krótkiego kabelka i puściłam drugą
płytę zespołu 30 Seconds To Mars. Wróciłam do iPada i zaczęłam czytać lekturę.
Po chwili do pokoju wszedł Zayn.
-
Mogłabyś zostać na jakieś 15 minut sama? Liam poszedł do Dan, Louis do El, a ja
muszę jechać z Harrym i Niallem do Nicka, bo zostawili coś tam, a oczywiście oni
wypili już po piwie – powiedział, ciepło się uśmiechając. Odwzajemniłam gest i
przytaknęłam głową.
-
Pewnie, jedź. Nie traktuj mnie, jakbym miała jakąś chorobę zakaźną, to tylko
przeziębienie – odpowiedziałam.
- Oj
tam, oj tam. Zresztą, jesteś moją przyjaciółką, zależy mi na twoim zdrowiu i
szczęściu.
Opuścił
pokój, zostawiając mnie z głową, w której odbijały się jego słowa. Od śmierci
mamy, nikt mi czegoś podobnego nie powiedział. Nie słyszałam, że ktoś się o
mnie troszczy. Oczywiście oprócz Jo. Nie mówił mi tego wprost, ale zawsze przy
mnie był.
- Zayn!
– krzyknęłam, po czym złapałam się za gardło. Taka nagroda za krzyczenie
podczas choroby… Westchnęłam, a wtedy Mulat pojawił się w drzwiach. – A Josh
może przyjść?
- Który?
- No mój
przyjaciel.
- W
sumie obojętnie który, może.
Opuścił
pokój, a ja od razu zadzwoniłam do przyjaciela. Powiedział, że będzie za 20
minut. Czekałam na niego, odpowiadając na Twitterze niektórym Directionerkom na
pytania, czy chodzę z Zaynem, lub coś podobnego. Kilka zaczęłam follować, które
dziękowały mi za to. Dla mnie to głupota – nie byłam sławna, nie chodziłam z
żadnym z chłopaków a byłam rozpoznawalna wśród fanek zespołu. Wyłączyłam ze
śmiechem iPada, i wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Krzycząc „już idę!”
zbiegłam po schodach i szybko otworzyłam drzwi, w których stał nie kto inny jak
Josh. Rzuciłam się na niego, a on wszedł w głąb domu, biorąc mnie na ręce.
- No w
kooońcu, hej! – powiedział.
- No
nareszcie! – przedrzeźniałam go. – Czeeeść!
- Ej… -
zaczął coś mówić, ale przerwał i zamilkł. – Czy chłopcy z zespołu są tacy
spokojni? Z tego co mi opowiadałaś, wywnioskowałam, że nie…
- Zayn,
Niall i Harry pojechali do ich przyjaciela, wczoraj byliśmy na jego urodzinach.
Liam poszedł gdzieś z Danielle, a Louis z Eleanor – wytłumaczyłam mu. – No,
opowiadaj co słychać!
Zaczął
mówić, co się u niego wydarzyło. Dowiedziałam się w końcu, że Jane została jego
dziewczyną, na co mu pogratulowałam. Później zaczął mnie uczyć tańca
towarzyskiego, którego się nauczył w szkole. Oczywiście ja się ciągle śmiałam z
samej siebie – myliłam kroki i nie wiedziałam, co będzie następne. W końcu w
miarę się nauczyłam, a kiedy skończyliśmy, odchylił mnie do tyłu, kładąc na
swoim wyciągniętym kolanie, oczywiście podtrzymując mnie ręką. Jak gentelman,
pocałował mnie w dłoń, na co się zaśmiałam i wtedy spostrzegłam, że w progu
drzwi stoi Zayn. Zarumieniłam się, ale po chwili oprzytomniałam i przedstawiłam
sobie chłopaków. Oczywiście Mulat zaczął się dopytywać Josha, skąd zna te
kroki. Jo odpowiedział mu, zgodnie z prawdą, że ze szkoły, a wtedy Malik mu
pogratulował. Zaprosiłam przyjaciela do swojego pokoju, jednak od mi odmówił,
tłumacząc się spotkaniem z Jane.
- Aaaa,
no to leć i powodzenia! Tylko nie zrób z siebie idioty, okej? – powiedziałam,
na co on mnie popchnął, w wyniku czego wpadłam na ścianę. Spiorunowałam go
wzrokiem i zaczęłam bić pięściami, choć wcale to na nim nie robiło wrażenia.
Wszystkiemu z rozbawieniem przyglądał się Zayn, czego nie miałam mu za złe. Na
jego miejscu też bym się śmiała. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, po czym on
wyszedł. Jeszcze raz życzyłam mu powodzenia i zamknęłam drzwi. Wróciłam do
salonu po czym usiadłam obok Mulata.
- Nieźle
tańczysz – zaśmiał się.
- Josh
uczy mnie odkąd jest na uczelni. Znam kilka kroków – uśmiechnęłam się.
Przytaknął głową.
- W
czwartek rano wyjeżdżamy, zatrzymujemy się Birmingham w hotelu i w piątek
jedziemy prosto do Bradford, oczywiście z kilkoma przystankami. Pasuje? –
zapytał po chwili ciszy.
- Jasne.
Siedzieliśmy
do godziny 9 wieczorem, oglądając różne seriale i programy, wymieniając się
głupimi komentarzami. Poczułam zmęczenie. Tak! O 9 wieczorem… Sama sobie nie
wierzyłam, ale zwaliłam to na chorobę.
- Idę
spać, bo zasypiam – powiadomiłam Zayna.
-
Kolorowych – zaśmiał się, po czym pocałowałam go w policzek i poszłam do góry.
Położyłam się w łóżku i wtedy odzyskałam energię. Wkurzona na siebie, poszłam po
słuchawki, które podłączyłam do telefonu. Ponownie zakopałam się pod kołdrą, po
czym puściłam Birdy – People Help The People. Z tą piosenką w uszach zasnęłam.
____
cześć, możecie mnie teraz znienawidzić! czekaliście 2 tygodnie, tak? w dodatku udało mi się wydusić z siebie tylko 6 stron. i w dodatku ten rozdział jest okropny -.- ale dałam sobie postanowienie, że dodam go jeszcze w ten wekeend. więc nie obrażajcie się na mnie, obiecuję, że następny będzie lepszy i dłuższy (: mogę Wam zdradzić, że w 6. będzie już wesele! :D chyba. XD no dobra, nie będę Was przynudzać. to do napisania! (mam cień nadziei, że może jednak Wam się ten rozdział spodoba. ale nie mam pewności, więc czekam na komentarze :) x)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za każdy komentarz. ten pozytywny, jak i negatywny. z każdego się cieszę, bo wiem, że ktoś czyta moje wypociny :) xx
+ JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANA/Y NA TWITTERZE, W KOMENTARZU POD NAJNOWSZYM ROZDZIAŁEM PODAJ SWÓJ NICK!