Ten rozdział
chciałabym zadedykować Marcie, Jance, Małej, Kociakowi.. jak woli.
Wiecie, jak bardzo
ją kocham? Takiej przyjaciółki to ze świecą szukać..
Kocham ją. Jest
zawsze, kiedy tego potrzebuję, mogę powiedzieć jej wszystko.
Jest jak moja
skrzynia, której mogę powiedzieć wszystko z pewnością, że nikt się o tym nie
dowie.
Mogę się jej
powiedzieć rzeczy, które wstydzę się powiedzieć komuś innemu.
Mogę powiedzieć
coś, co może jest dziecinne, żałosne, dziwne.
Ona mi i tak
pomoże.
I chciałam jej
podziękować że pomaga mi zwalczać kompleksy, a kiedy trzeba krzyknie na mnie,
żebym się ogarnęła.
I za to, że tak
chwali mnie w pisaniu (oczywiście tak jak Wy, kochani :*), że motywuje mnie
razem z Wami do pisania.
I za to, że czyta
to, czego nigdzie nigdy nie opublikuję i mnie chwali, choć jest to tandetą.
Kocham Cię, Mała.
Bardzo.
Na miejsce dojechaliśmy kilka minut
po 1 popołudniu. Zayn od razu podjechał pod hotel, bo w domu jego
kuzynki, jak się dowiedziałam – Natalie, śpi kilka par, więc dla nas niestety
nie było miejsca. Więc, chcąc czy nie chcąc, musieliśmy zamieszkać w hotelu.
Weszliśmy do jego budynku i stanęliśmy przy recepcji.
- Dzień
dobry, czy mogę w czymś pomóc? – przywitał nas wysoki mężczyzna, o piwnych
oczach i czarnych, krótkich włosach.
- Dzień
dobry. Tak, chcielibyśmy wynająć pokój do niedzieli – odpowiedział mu Zayn. –
Najlepiej byłoby, gdyby apartament miał dwie sypialnie.
Matt
Turner, jak przeczytałam z plakietki owego mężczyzny, spoglądnął w coś, czego
nie zauważyłam gdyż przeszkadzała mi drewniana zasłona, która przyczepiona była
do biurka.
-
Niestety mamy pokoje tylko z łóżkiem dwuosobowym – powiedział, patrząc się na
Mulata.
- No bez
jaj – pomyślałam, nie zdając sobie sprawy z tego, że powiedziałam to na głos.
Ugryzłam się w język i spuściłam wzrok, słysząc cichy śmiech Zayna.
- Jakiś
inny hotel? – zapytał mnie, a ja podniosłam głowę.
- Oj no
już niech będzie – mruknęłam. Malik popatrzył się na recepcjonistę.
- No to
poproszę ten pokój – powiedział, a Matt dał mu klucze, które przekazał mi i
powiedział, abym poszła już do pokoju.
- Nasz
pracownik zaraz przyniesie pańskie bagaże – popatrzył na mnie i Zayna. – A pana
poproszę o zostanie tutaj jeszcze chwilkę, musi pan podpisać kilka dokumentów.
Uśmiechnęłam
się do Mulata i ruszyłam do windy. Pokój 304… Strzeliłam na piętro 4. Winda
zapiszczała i ruszyłam do góry. Po chwili znowu wydała z siebie dźwięk, który
oznajmił mi, że jestem na miejscu. Wyszłam i od razu na końcu zauważyłam pokój
z tym numerkiem, który był na plakietce przy kluczach. Niepewnie podeszłam do
drzwi, klucz włożyłam do zamka i przekręciłam go. Pchnęłam lekko drzwi, po czym
schowałam ‘metal’ do kieszeni. Zamknęłam za sobą drewniane drzwi i rozejrzałam
się po pomieszczeniu.
Salon był wielki i czerwony,
utrzymany w czerwonym i jasno-brązowym kolorze. Kilkanaście metrów od prawej
ściany stała czerwona sofa i dwa fotele w tym samym kolorze a pomiędzy nimi
mały, brązowy stolik. Niedaleko od tego, w tym samym odcieniu co stolik stała
szafka a na niej mały telewizor plazmowy. Podłoga wyłożona była jasnymi
panelami, a ścianę przyozdabiały oprawione zdjęcia Rio De Janeiro. Zajrzałam do
pierwszych, czekoladowych drzwi. Sypialnia była bardzo podobna do tego hotelu w
Birmingham, tylko że tutaj zdjęcia przedstawiały różne zakątki Chin i były
poprzyklejane taśmą do ściany. W następnym pomieszczeniu była łazienka,
utrzymana w turkusowych kolorach, z szarą szafką, wanną, ubikacją i umywalką,
nad którą była zawieszona malutka półka i lustro. Na drugim końcu salonu znajdowały się szklane
drzwi, prowadzące na mały balkon.
Po upływie 20 minut wszedł Zayn.
-
Przepraszam, że tak długo. Nie mogłem przypomnieć sobie numeru pokoju, a tobie
się nie śpieszyło z odpowiedzią na smsa – rzucił się na sofę. Popatrzyłam się
na niego ze zdziwieniem, po czym wyciągnęłam BlackBerry z kieszeni. 10 sms’ów i
5 nieodebranych połączeń. Zalety trybu wyciszonego!
- Sorry,
miałam wyciszony telefon – ustawiłam profil normalny i usiadłam na fotelu.
- Zaraz
pojedziemy przywitać się z moimi rodzicami, okej? Dawno się z nimi nie
widziałem.. I jeśli nie masz nic przeciwko, to pojedziemy na salę, gdzie jutro
będzie wesele i pomożemy przystrajać.
- Jak
fajnie! Idę już się ogarnąć – poszłam do walizki i wyciągnęłam z niej
kosmetyczkę. Poszłam do łazienki i uczesałam się, po czym poprawiłam lekko
makijaż. Materiał z kosmetykami postawiłam na półeczce i wyszłam z
pomieszczenia. Przed drzwiami stał Zayn z opakowaniem żelu do włosów.
Powstrzymałam się od śmiechu i wyminęłam go, po czym skierowałam się ponownie
do walizki. Wyciągnęłam z niej czarną koszulkę z długim rękawem, w takim samym kolorze t-shirt z logo Linkin
Park i czerwone rurki. Ubrałam się w to, a tamten zestaw wrzuciłam do bagażu.
Mulat wyszedł z łazienki kilka minut później, więc ubraliśmy buty i kurtki, po
czym wyszliśmy.
- A twoi
rodzice wiedzą, że będę jeszcze ja, czy jestem niespodzianką? – zapytałam w
windzie.
- Wiedzą,
jestem zmuszony pisać z mamą sms’y. Oczywiście już wie, że nie jestem z Perrie,
pytała się czy mam kogoś, albo czy z kimś przyjadę… Jeszcze gdyby pisała ze
spacjami te sms’y. Wszystko w jednej linijce – skrzywił się, na co parsknęłam
śmiechem po czym wyszliśmy z windy na parterze. Zayn zostawił kluczyki w
recepcji i poszliśmy do jego auta. Gdy już ruszyliśmy, włączyłam radio, które
ustawione było na BBC. Automatycznie rozpoznałam głos Nicka Grimshaw’a.
- Cześć,
cześć, dzień dobry! – zaczął mówić. – Dzisiaj, zanim przejdziemy do mojej
nowej, świeżutkiej play listy gdzie znajdziemy nowy kawałek zespołu One
Direction, zadzwonię do jednego z nich! Będziecie zadawać pytania na Twitterze,
piszcie je do mnie, oczywiście. Po pytaniu nie zapomnijcie napisać swojego
imienia. Na najlepsze pytania, które wybiorę, odpowie sam Harry Styles!
Popatrzyliśmy
się na siebie.
- No,
mamy już kilka pytań, więc dzwonię do Harry’ego…
Usłyszeliśmy
kilka pojedynczych dźwięków, charakterystycznych przy łączeniu się z jakąś
osobą.
- Nick,
chłopie, obudziłeś mnie… - w końcu Loczek odebrał. Jak co rano, miał jeszcze
większą chrypkę niż naturalnie.
- Oh,
nie marudź. Jesteś na stacji, więc się zachowuj! – odpowiedział mu Nick, na co
się zaśmiałam.
- Co?
Ale… Nick!
- Clarie
pyta, co najbardziej lubisz jeść na śniadanie?
- Hmm..
Naleśniki roboty Sophie! – na moich policzkach zagościły pewnie dwie, czerwone
plamy.
-
Natalie: Kim dla ciebie jest Sophie?
-
Sophie… to moja bardzo dobra przyjaciółka, traktuję ją jak drugą siostrę.
-
Carole: poślubisz mnie? – to pytanie Nick przeczytał, jednocześnie się śmiejąc.
- Może kiedyś…
-
Olivia: Popatrz się w prawo, co widzisz?
-
Półeczkę, a na niej zdjęcie całego zespołu przed finałem X-Factora.
-
Camilla: czy Zayn chodzi z Sophie?
- Jezu,
kiedy do nich dotrze, że nie – jęknęłam pod nosem.
- Są
przyjaciółmi.
- Leah:
Co robisz w tej chwili?
- Leżę w
łóżku wyrwany z pięknego snu, w którym galopowałem na moim pięknym jednorożcu i
słucham jak Louis drze się na Liama, bo zjadł jego marchewkę.
Wybuchłam
gromkim śmiechem.
Pytań było jeszcze kilka, ale
wyłączyliśmy radio w połowie audycji, gdy dojechaliśmy pod piętrowy dom koloru
słonecznikowego, ze schodkami przed wejściem. Teraz nabrałam wątpliwości, choć
wiedziałam że jest to całkiem niepotrzebne.
Drzwi otworzyła nam kobieta kilka
centymetrów niższa ode mnie. Była typową angielką, wiedziałam to od razu. Miała
czarne włosy, blada cera, idealne rysy twarzy. Zayn ma identyczne oczy jak ona.
Dosłownie kropka w kropkę.* Od razu rzuciła się na syna, na co zareagowałam
uśmiechem.
- Zayn!
Jejku, stęskniłam się jak nie wiem… - zaczęła całować go w policzki, a do oczu
napłynęły jej łzy. Mulat, zdezorientowany objął ją ramionami i powiedział, że
także się stęsknił. Kobieta uspokoiła się i wtedy dostrzegła mnie. – O, dzień
dobry! Ty to pewnie Sophie? Zayn dużo o tobie opowiadał…
- Mamo, zmuszałaś
mnie do tego – jęknął, wymijając swoją rodzicielkę, która gestem zaprosiła mnie
do środka. Uśmiechnęłam się i niepewnie przekroczyłam próg. Prawie ściągnęłam
buty, gdy usłyszałam głos pani domu:
- Nie
ściągaj, nie trzeba. Zresztą, zaraz będziemy jechać do Natalie i Patrica, pomóc
im w przystrojeniu sali. Zayn ci mówił?
- Mówił
– uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła gest. Weszłam powoli dalej, a
moim oczom ukazał się przestronny salon. Ściany pomalowane były na kolor kawy z
mlekiem, na środku pomieszczenia stała narożna, beżowa sofa i dwa fotele, a w
środku zestawu stał mały, brązowy stolik. Pod nim, na jasnych panelach leżał
śliwkowy, okrągły dywan. Ściany przyozdobione były zdjęciami z prywatnego życia
państwa Malików. Nagle z jednych drzwi wyszedł wysoki mężczyzna, o
czarno-siwych włosach, brązowych oczach i ciemnej cerze.
- No,
Zayn, myślałem że już nie masz zamiaru wrócić do domu – powiedział niskim
głosem do chłopaka.
- I tak
nie przyjechałem na zawsze – zaśmiał się Mulat, po czym przytulił ojca. – Tato,
to jest Sophie.
- Dzień
dobry – powiedziałam cicho, po czym się uśmiechnęłam.
- A
dzień dobry – uścisnęliśmy sobie dłonie, a pan domu odwzajemnił gest. – No,
Zayn, idźcie do twojego pokoju, ale zaraz schodźcie, bo będziemy jechać.
Poszłam
za Zaynem do góry po olchowych schodach, a w przedpokoju skręciliśmy od razu w
prawo. Przed oczami ukazał mi się pokój z błękitnymi ścianami i szarą
wykładziną. W lewym kącie stało biurko, a za nim krzesło. Na drugim końcu
pokoju stało piętrowe łóżko, jednak zamiast łóżka na dole, stała tam gitara, a
obok tego szkicownik i piórnik, a wokół tego kredki, ołówki i Bóg wie co
jeszcze. Na lewo od wejścia stała szafa, a na ścianach wisiały zdjęcia – jak
się domyśliłam – jego sióstr, które nagle przybiegły do pomieszczenia i,
wymijając mnie, rzuciły się na Zayna, wykrzykując jego imię. Zaśmiałam się
cicho, widząc tą scenkę. Niestety chłopak pod ciężarem trzech – chorobliwie do
niego podobnych – dziewczyn przewrócił się na podłogę. Najmłodsza, Safaa, mocno
się do niego przytuliła. Wyglądało to tak słodko, że nie mogłam nie zrobić
zdjęcia. Kiedy niezauważalnie schowałam BlackBerry do kieszeni, dziewczyny
zauważyły mnie. Uśmiechnęły się i przywitały po kolei. Chwilkę porozmawiały
jeszcze ze swoim bratem, a ja w tym czasie podeszłam do łóżka i ostrożnie
wzięłam gitarę do ręki. Po chwili przypatrywania się w instrument poczułam, że
Zayn staje obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego i odłożyłam gitarę, po czym
usiadłam po turecku na wykładzinie. To samo zrobił Mulat, a ja chwyciłam
szkicownik.
- Mogę
obejrzeć? – zapytałam, patrząc się na okładkę.
- Jasne,
czemu nie – uśmiechnął się do mnie, a ja powoli otworzyłam zeszyt. Pierwszy
rysunek przedstawiał jakąś książkę; drugi – dłoń, która trzyma długopis a
następne to martwa natura, np. wazon, owoce, oraz różne krajobrazy. Każdy
rysunek jest śliczny, a wszystkie szczegóły są dopracowane.
- Wow –
udało mi się wydukać, kiedy zatrzymałam się na portrecie Safay, a potem Perrie.
– Też rysuję, ale nie tak jak ty… Nigdy nie spotkałam się z takim talentem.
Odłożyłam
szkicownik i popatrzyłam się na niego. Na jego policzkach pojawiły się dwie,
bardzo małe i niewyraźne różowe plamki. Chyba pierwszy raz zobaczyłam
rumieniącego się Zayna.
- Nic
wielkiego – uśmiechnął się i wziął zeszyt, oraz sięgnął po ołówek. – Będziesz
robić za moją modelkę?
- Ja? –
wskazałam palcem na swoją klatkę piersiową ze zdziwieniem.
- No, w
otoczeniu nie ma póki co innej osoby – zaśmiał się.
- Yy… No
dobra – zgodziłam się niepewnie.
- To
usiądź tam – wskazał palcem na beżową pufę, a sam usiadł na drugiej. Szkicownik
położył na stoliku pomiędzy siedzeniami i, co chwilę spoglądając na mnie,
rysował kolejne elementy rysunku.
Po około pół godziny Zayn
naszkicował moją twarz, a wtedy weszła jego mama i powiedziała, żebyśmy się
zbierali, bo będziemy jechać. Zeszliśmy na dół, gdzie ubraliśmy kurtki.
- Mamo,
to my już będziemy jechać, wy dojedziecie, dobra? – krzyknął Zayn, wychylając
głowę do salonu.
- A
wiesz gdzie masz jechać? – odpowiedziała pytaniem jego rodzicielka.
- No
wieeem.
Po 15-minutowej drodze, w której
cały czas mówiłam jaka to Safaa jest słodziutka, dojechaliśmy pod piętrowy
budynek. Nad jego wejściem, na wielkiej tablicy napisane było „Taverna”. Zayn
zaparkował na parkingu, po czym wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do restauracji.
Mulat otworzył przede mną drzwi a ja weszłam do środka. Wysoka, na oko 24-latka
o czarnych włosach, brązowych oczach i ciemnej karnacji zatrzymała się na
środku sali, trzymając w ręce różowe i białe balony. Miała na sobie beżowe
balerinki, czarne rurki i koszulę w podobnym odcieniu do obuwia. Włosy spięte
miała w luźnego koka.
Wbiła w nas wzrok, a już po chwili
uśmiechnęła się i niemalże truchtem podeszła do nas.
- No,
Zayn, już myślałam, że nie przyjedziesz – jej uśmiech powiększył się.
- Jakbym
mógł zapomnieć o mojej kochanej kuzynce? – odpowiedział jej pytaniem, po czym
przytulili się do siebie. Po chwili odsunęli się do siebie, a kobieta
popatrzyła się na mnie.
-
Sophie, to jest Natalie. Natalie, to Sophie, moja przyjaciółka – przedstawił
nas sobie Mulat.
- Miło
mi – uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
- Mi
także – odpowiedziałam, po czym uścisnęłyśmy sobie ręce. Natalie zaprowadziła
nas w głąb pomieszczenia, mówiąc gdzie co jest.
- A w
czym możemy pomóc? – zapytał Zayn.
- Hmm… -
zaprowadziła nas kilka kroków dalej gdzie leżały serpentyny, balony i inne
ozdoby, a obok tego dwa krzesła. – Możecie jakoś pozawieszać te duperele, ale
żeby nie było w jednym miejscu za dużo, okej?
Przytaknęliśmy
oboje z uśmiechem, i wtedy Natalie odeszła. Uzgodniliśmy z Zaynem, że ja będę
wieszała, a on będzie mi podawał ozdoby. Tak więc zaczęliśmy robić – stanęłam
na krześle i przyczepiłam pinezką serpentynę do wąskiej deski która
przymocowana była do kawowej ściany. Potem zeszłam z krzesła, przestawiłam je o
metr dalej i przypięłam kolejny kawałek kolorowego papieru. Kiedy skończyliśmy,
zabraliśmy się za balony. Zaczepiliśmy je tak, by zakrywały pinezki.
Natalie poprosiła nas, abyśmy
przyczepili literki do wielkiego, białego serca które stało około metr za dwoma
krzesłami, które obłożone były białym materiałem. Napis miał głosić „
Natalie&Patrick”. Jakoś udało nam się to ułożyć, choć nie obyło się bez
śmiechu. Ba, dziwię się że nikt nas nie wyrzucił z sali za zbyt głośne
zachowanie. Kiedy rzucaliśmy się pozostałymi serpentynami i balonami, podeszła
do nas Nat i popatrzyła jak na idiotów.
- Może
lepiej już jedźcie do domu, większy pożytek będę miała z twoich rodziców, Zayn
– westchnęła.
-
Faktycznie.. Chodź Sophie, jedziemy do hotelu – powiedział do mnie Mulat, po
czym pożegnaliśmy się z ‘czarną’ i wyszliśmy z budynku z bananami na twarzach.
W naszym tymczasowym mieszkaniu usiedliśmy w
salonie na sofie, a Zayn włączył telewizor. Leciały same bzdury, więc poszłam
po książkę „Naznaczona” P.C. Cast i Kristin Cast. Położyłam głowę na udach
Mulata, a resztę ciała wzdłuż kanapy, otworzyłam książkę i zaczęłam czytać. Po
upływie 30 minut mój żołądek zaczął o sobie dawać znać. W końcu była już 4 po
południu.
- Co,
zgłodniałaś? – zapytał, pochylając się nade mną.
- No,
troszkę – włożyłam zakładkę do książki i zamknęłam ją, po czym położyłam ją na
stoliku i usiadłam.
- To co
zamawiamy? – wyciągnął swoje BlackBerry z kieszeni spodni, co w sumie nie było
takie łatwe.
- A może
pójdziemy jak ludzie do restauracji na dole i tam zjemy? – odpowiedziałam
pytaniem.
-
Doobra.. – jęknął, po czym wstaliśmy z kanapy i wyszliśmy z apartamentu, nawet
nie ogarniając się.
Zayn nie potrzebuje się ogarniać,
zawsze jest idea…
Nie
chcąc dokańczać tej myśli, przypadkowo mocno ugryzłam się w język, przez co
krzyknęłam z bólu chyba na cały hotel. Mulat odwrócił się od drzwi gwałtownie i
popatrzył się na mnie ze zdziwieniem.
-
Ugryzłam się w język – jęknęłam, po czym wystawiłam cierpiącą część mojej jamy
ustnej i zaczęłam ją sobie lekko masować palcem. Usłyszałam jego śmiech, na co
pchnęłam go na ścianę drugą ręką. Kiedy zobaczyłam, jak wrogo się na mnie
patrzy, uciekłam do windy, a jej drzwi zamknęły się tuż przed jego nosem. Zdążyłam
mu wystawić tylko język, który już tak nie bolał jak przed momentem i kliknęłam
przycisk z cyferką ‘1’. Winda ruszyła, by po niedługim czasie zatrzymać się.
Wyszłam z „puszki” i wtedy zdałam sobie sprawę, że kompletnie nie wiem gdzie
mam iść. Z myśli wyrwał mnie dźwięk windy, a już po chwili stanął za mną Zayn.
- Teraz
mogę cię zabić – powiedział niby poważnie. Zaśmiałam się, po czym ruszyłam za
chłopakiem. Doszliśmy do wielkiej sali, z barkiem na lewo. Całe pomieszczenie
było oświetlone przez wielkie okna, które zakryte były do połowy jasnymi
zasłonami. Wszędzie gdzie się dało ustawione były stoliki z krzesłami.
Zajęliśmy miejsce dla dwóch osób i już po chwili przyszedł do nas kelner z
dwoma kartami menu. Odszedł, a my otworzyliśmy je i jednocześnie
powiedzieliśmy:
- Naleśniki
z nutellą.
Popatrzyliśmy
się na siebie, po czym wybuchliśmy śmiechem, przez co zwróciliśmy uwagę całej
restauracji. Kiedy się uspokoiliśmy, Zayn przywołał ręką kelnera.
- Coś
podać? – uśmiechnął się do mnie. Wpatrywał się we mnie tak, że aż się
zarumieniłam.
- Dwa
razy naleśniki z nutellą – powiedział Zayn, na co brunet o zielonych oczach zapisał coś na karteczce,
ogłosił, że danie będzie za kilka minut i odszedł.
~*~
Kelner doszedł do naszego stolika zapytał,
co podać i zaczął się patrzeć na Sophie. W sumie nic dziwnego, przecież jest
taka śliczna. Błękitne oczy, brązowe włosy i grzywka opadająca na czoło.
Idealne rysy twarzy i sylwetka jak u modelki. Całokształt dopełniał jej
charakter. Może trochę zadziorny, ale oryginalny, fantastyczny, inny, nie
stereotypowy.
Soph zarumieniła się i spuściła
głowę, co dodało jej uroku.
- Dwa
razy naleśniki z nutellą – powiedziałem, czym odwróciłem jego uwagę od
brunetki. Napisał coś na kartce, posłał uśmiech do dziewczyny, powiedział, że
danie będzie za kilka minut i odszedł. Stojąc za barem, brunet nadal
przypatrywał się Sophie.
Chciałem jak najszybciej opuścić to
pomieszczenie, bo nie mogłem znieść nawet tego, że on się cały czas tak głupio
patrzy na dziewczynę.
Prawda jest taka, że… kocham ją.
Tak, kocham Sophie.
Cholernie.
________
* nie
wiem jak wygląda mama Zayna, jest całkowicie wyimaginowana, tak samo tato.
Ołk,
jest. Sorrki że tak długo czekaliście ale średnio szło mi pisanie tego
rozdziału :< końcówka napisana z radą Karoliny, więc możecie jej dziękować
lub ją znienawidzić, zależy czy Wam się spodobało xD w każdym razie gdyby nie
ona, tego kawałka rozdziału z perspektywy Zayna na 100% by nie było :D no.. mam
nadzieję, że aż tak bardzo Was nie zawiodłam. To, do następnego! xx
Awww dziękuję za dedykację :3
OdpowiedzUsuńKocham Cię Kochanie <3
A rozdział jak zwykle fantastyczny <3
Sen Harryego XDDD
nie dziękuj, nie ma za co :*
Usuńja Ciebie też <3
o nie prawda nie fantastyczny xD do przeżycia. xD
nie było tak źle, mam nadzieję że mnie nie znienawidzą
OdpowiedzUsuńi w następnej notce, będzie tak słiit. będą się kochać ALLDAY&ALLNIGHT. czyli taka tam moja wyobraźnia.
ej wyjawiłaś tajemnicę -,- ofc nie będą się kochać ale już podpowiedziałaś wszystkim że będzie słit, żaaal! D:
UsuńCzekam na następny ! :) xxx
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać aż się pocałują !! :) x
Pisz częściej ! <3
OdpowiedzUsuńawww az mi sie mordka cieszy jak czytam te komentarze, kocham Was! <3
OdpowiedzUsuń"Leżę w łóżku wyrwany z pięknego snu, w którym galopowałem na moim pięknym jednorożcu i słucham jak Louis drze się na Liama, bo zjadł jego marchewkę." -padłam!! Kocham twojego bloga, rozdział jest świetny, czekam niecierpliwie na nastepny <33333333333
OdpowiedzUsuńidealne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPRZEDE WSZYSTKIM podoba mi się to , iż mimo,że jest 7 rozdział to nie są razem ;)
i ten koniec tego rozdziału..jejku *.*
pisz,pisz
Opowiadanie jest naprawdę super ! Codziennie zaglądam i parze czy nie dodalas cos nowego...
OdpowiedzUsuńProszę pisz częściej ! <3
Jestem bardzo ciekawa co stanie się dalej. Obecnie mam mniej czasu na czytanie ale to opowiadanie jest świetne. Niektóre sformułowania rozwalają mnie na łopatki :D
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie :)