Harry otworzył przede mną drzwi.
Odpięłam pas bezpieczeństwa i niepewnie wyszłam.
- Boję
się – wyszeptałam, kiedy wchodziliśmy po schodach.
- Czego?
– odszeptał.
- Będą
się pytać, co mi się stało…
Przeraziłam
się jeszcze bardziej, gdy stanęłam w środku budynku. To ten szpital. No gorzej
to nie mogło być!
-
Dlaczego akurat ten szpital? – zapytałam półgłosem.
- A
dlaczego nie?
- Bo mam
z nim złe wspomnienia.
Łzy
zaczęły mnie szczypać w oczy. Jednak Hazza pociągnął mnie za dłoń i podeszliśmy
chyba do recepcji. Nie kontaktowałam, zdałam się na Loczka. Zaczęłam
przypominać sobie poprzednie lata, kiedy ta szatynka była jeszcze ze mną. Mama,
największy skarb na świecie. Jechała do mnie, do szkoły, zobaczyć teatrzyk w
którym grałam. Czuję się za to taka winna! Mama by mi teraz powiedziała, że to
nie moja wina. Zawsze dawała mi dobre rady, a teraz, kiedy najbardziej tego
potrzebuje, nie ma jej. Jak moja babcia to określiła, ‘pofrunęła tam, tak
bardzo wysoko, ale tam jej będzie bardzo dobrze’. Na ziemię sprowadził mnie
Harry, który pociągnął mnie do windy. Staliśmy sami.
- A
opowiesz mi dlaczego masz te wszystkie rany?
Zawahałam
się, choć wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała na to pytanie
odpowiedzieć.
- Mój,
od dzisiaj były chłopak mnie bił.
- Bił?!
– popatrzyłam się na niego przerażona, bo krzyknął to dosyć głośno. Przytulił
mnie… Chyba właśnie tego potrzebowałam. Odwzajemniłam uścisk, po czym
odsunęliśmy się od siebie i wyszliśmy z windy na właściwym piętrze. Objął mnie
ręką i zaprowadził do jakiegoś gabinetu, gdzie przedstawił się i powiedział, że
potrzebuję opieki medycznej. Musiałam pokazać ręce. Pani doktor przeraziła się
i od razu zaprowadziła mnie do którejś ze sal. Haz oczywiście szedł za mną. Ta
sala… Czy to ja mam takiego pecha?! Mam być opatrzona w sali, w której zmarła
moja mama? Piękne, cudownie wprost! Jednak nie miałam wyboru. Doktorka
poprosiła Harry’ego, żeby ściągnął mi buty. Zrobił to, i wtedy mogłam położyć
się na łóżku. Zdjęłam jego bluzę i dziękując, oddałam mu.
- A tak
w ogóle, to jak masz na imię? – zapytał.
-
Sophie.
-
Śliczne imię. Chcę tak nazwać swoją córkę.
- A jest
w planach?
- No coś
ty! – w tym momencie zaśmialiśmy się. – Gdybym miał. A.. ile masz lat?
- 17. I
trochę nie rozumiem, że mój idol mnie uratował i przywiózł do szpitala.
- Nie
lubię, gdy dziewczyna jest smutna. Zawsze chcę z nią być, dopóki nie będzie się
dobrze czuła.
Uśmiechnęłam
się. To słodkie, że Harry jest taki opiekuńczy. Nagle grupka piszczących
dziewczyn wpadła do sali. Popatrzyłam się na nie zdziwiona. Każda wykrzykiwała
imię lub nazwisko Hazzy. Nagle do sali
wpadł jakiś facet i zaczął siłą wyprowadzać fanki. Kiedy już mieliśmy spokój,
zaczęłam się śmiać. Harry dołączył do mnie po chwili.
- Ty to
nawet nie masz spokoju w szpitalu… - powiedziałam, opanowując śmiech.
Odgarnęłam brązowe, sięgające do obojczyków włosy do tyłu, a grzywkę
przeczesałam palcami. Do pomieszczenia weszła teraz pielęgniarka, jak
wywnioskowałam po ubiorze. Przed sobą wiozła jakiś wózek, a na nim bandaże,
wody utlenione i różne inne rzeczy. Uśmiechnęła się do nas i przywitała. Razem
z Harry odpowiedzieliśmy ‘dzień dobry’, a ona usiadła na krzesełku, po lewej stronie łóżka. Po prawej
siedział Loczek.
- Więc,
jak masz na imię? – zapytała się mnie.
- Sophie
– odpowiedziałam z uśmiechem. Widać było, że to jest miła pielęgniarka.
-
Usiądź, trzeba przemyć ci najpierw czystą wodą te ręce.
Wykonałam
polecenie, a ona postawiła obok mnie miskę z wodą. Ostrożnie złapała mnie za
lewy nadgarstek i ułożyła przedramię niewysoko nad miską. Zaczęła dokładnie
przemywać moją skórę, a kiedy była czysta, powycierała ją lekko ręcznikiem.
Przeszła teraz do wody utlenionej. Harry złapał mnie za dłoń, jakby czytał mi w
myślach, bo właśnie tego potrzebowałam. Cholernie piekło, jednak zaciskałam
zęby i palce na dłoni Loczka. Potem zajęła się jeszcze ramieniem, robiąc to
samo. Prawa ręka także przeszła „piekło”. Pielęgniarka wyprosiła Harry’ego,
który wyszedł z oporem z sali.
- Możesz
ściągnąć spodnie? Wiem, że to krępujące, ale… Nogi też muszę zobaczyć –
powiedziała z uśmiechem. Zrobiłam to, o co prosiła. Na nogach miałam tylko
kilka zadrapań, więc kiedy polewała wodą utlenioną, praktycznie nic nie czułam.
Jednak tutaj rany zakleiła plastrami. Ostrożnie założyłam czarne jeansy, po
czym podciągnęłam koszulkę; musiałam. Ani na brzuchu, ani na plecach już nic
nie miałam. Pielęgniarka wyszła z uśmiechem i wrócił Harry.
- No i
jak? Możemy już jechać? – zapytał.
- Chyba
tak… - wstałam, a on od razu wcisnął mi bluzę w dłoń. Zaśmiałam się, po czym
weszliśmy do windy. W ciszy zjechaliśmy na dół, gdzie znowu podeszliśmy do
recepcji. Harry załatwił kilka spraw, a ja założyłam bluzę i wyszliśmy.
-
Pojedziemy do kompleksu, dobra? – powiedział, kiedy wsiedliśmy do samochodu.
- Ale…
ja bym chciała się przebrać – odpowiedziałam. – I nie wiem, czy to dobry
pomysł.
- Dobry,
dobry. Pojedziemy najpierw do ciebie, i spakujesz się. Zostaniesz na noc u nas.
- Nie,
nie zostanę.
- To
było stwierdzenie, nie pytanie.
- Ale
Harry! Ja chcę spać u siebie. Znamy się może godzinę, a ty już będziesz mnie na
noc zapraszał do siebie?
- A
dlaczego nie? Sophie, to dla mnie przyjemność i… martwię się o ciebie.
Nie
odrywał wzroku od ulicy.
-
Martwisz się o mnie? – powtórzyłam i spojrzałam na niego, jednak po jego twarzy
wywnioskowałam, że nie żartuje. Podałam mu adres, a on bez problemu trafił pod
moją kamienicę, w której mam mieszkanie. Harry powiedział, że pójdzie ze mną.
Wywróciłam oczami i ruszyłam do środka
budynku. Weszliśmy na drugie piętro, gdzie otworzyłam drzwi do mojego
mieszkania. Przedpokój był na całą długość mieszkania, od niego na bok można
było wejść do różnych pomieszczeń, których miałam 4. Na prawo od wejścia stoi
wieszak na kurtki i bluzy, a na podłodze obok niego stawiam zawsze buty i tak
zrobiłam i tym razem. Za wieszakiem są drzwi do salonu, gdzie zaprosiłam Hazzę.
Pomalowany jest cały na kolor piaskowy i jest w kształcie kwadratu. Na środku
pomieszczenia stoi sofa i fotel na lewo od niej, w kolorze szarym, z czerwonymi
poduszkami. Przed zestawem stoi szklany stolik, a pod nim czerwony dywan.
Naprzeciwko tego, przed ścianą stoi mały telewizor. Między dwoma oknami
naprzeciwko wejścia powiesiłam zdjęcia z mojego dzieciństwa, jeszcze z moją
mamą. Ogólnie to cały salon był w zdjęciach, a na ścianie za sofą jest
fototapeta z panoramą Nowego Jorku. Na calutkiej ścianie. Trochę to kosztowało,
ale od czego ma się tatę z firmą? Ruszyłam do swojego pokoju. Moje królestwo,
urządzone całkowicie z moją myślą. Wszystkie ściany pomalowane na biało. Napisałam
na nich wszystko, co przyszło mi na myśl, czyt. Teksty piosenek i logo
zespołów. Wykorzystałam mojego przyjaciela, Matt’a i jego talent, narysował mi
na nich członków One Direction, Linkin Park i 30 Seconds To Mars, moje ulubione
zespoły, za którego mogłabym oddać wszystko. Naprzeciwko wejścia stoi
jednoosobowe łóżko, a nad nim okno. Jest jeszcze drugie, na tej samej ścianie
tylko przy drugim końcu pokoju. Naprzeciwko niego dwie, małe szafy i komoda, a
na lewo od wejścia czekoladowe biurko, a przed nim czarne krzesło ze sztucznej
skóry, na plastikowych, czterech nogach. Podłogę porywały starannie wyłożone,
ciemne panele, a na nich okrągły, fioletowy dywan.
Podeszłam do szafy, z której
wyciągnęłam dość dużą torbę obitą ćwiekami od spodu, reszta materiału była
czarna. Wpakowałam potrzebne rzeczy na wszelki wypadek na kilka dni. Ruszyłam
do łazienki skąd wzięłam kosmetyczkę i wpakowałam do niej kosmetyki, szczotkę,
pastę i szczoteczkę do zębów oraz dezodorant i perfumy. Zapięłam materiał i
wróciłam do pokoju, po czym włożyłam kosmetyczkę do torby. Chwyciłam torbę i
poszłam do Harry’ego. Położyłam obok niego wyć wiekowany materiał i znowu
wróciłam do mojego królestwa, po kolejną, brązową torbę. Spakowałam do niej, w
przedpokoju, kilka par Conversów i jedną japonek. Zawołałam Harry’ego, a ten
przyszedł z torbą.
-
Ładowarka i iPad! – przypomniałam sobie. Pobiegłam do pokoju po rzeczy, które
zapomniałam i wróciłam. Hazza zaoferował się i wziął moje obydwie torby, za co
byłam mu wdzięczna. Zamknęłam drzwi na klucz i po chwili już jechaliśmy w jego
Porshe przez ulice Londynu.
Po kilku minutach staliśmy przed
piętrowym budynkiem, pomalowanym na kolor kawy z mlekiem, co dopełniał
ciemno-szary dach. Podeszliśmy do orzechowych drzwi, które otworzył Harry bez
problemu, mimo ciążących go toreb. W małym przedpokoju, z szafą wielkości i
wysokości beżowej ściany, ściągnęłam buty, które Loczek schował do owego,
wielkiego mebla. Posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam i ruszyłam za nim do
przestronnego salonu koloru turkusowo-beżowego. Podłoga wyłożona jasnymi
panelami. Na środku pomieszczenia dwa stopnie prowadziły w głąb podłogi,
tworząc kwadratową dziurę, gdzie stała beżowa, narożna sofa. Obok dwa fotele i
czekoladowy stolik z szybką pośrodku. Przed zestawem mebli, na szafce stoi
telewizor plazmowy. Na prawo od wgłębienia,
w ścianie wstawiony był kominek, w którym paliło się drewno. Nad tym
wisiała tablica korkowa i kilka karteczek na niej. Po drugiej stronie pokoju,
całą ścianę zakrywa fototapeta z widokiem na wieżę Eiffla w Paryżu. Ściana z
drzwiami, przy których teraz stałam, pomalowana jest na turkusowo, reszta na
beżowo. Na drugim końcu pokoju była tylko framuga drzwi i zauważyłam tam
Nialla. Domyśliłam się, że to kuchnia. Kiedy kichnęłam, niebieskie tęczówki
Irlandczyka spoczęły na mnie. Wpatrywanie się w siebie nawzajem przerwał nam
Harry.
- Niall,
poznaj Sophie – blondyn podszedł do mnie w podskokach. Dosłownie. Uśmiechnęłam
się do niego, gdy wystawił rękę w moją stronę.
- W
kuchni masz jedzenie – wyszczerzył się do mnie. Zaśmiałam się, ściskając jego
rękę.
- A no,
cześć – odpowiedziałam z sarkazmem. Zaczął się we mnie uważnie wpatrywać.
- Sophie
będzie spała u nas przez jakiś czas. Chyba nie masz nic przeciwko? – wtedy niebieskooki
oderwał ode mnie wzrok.
- A
dlaczego miałbym mieć? – nie czekając na odpowiedź ponownie pognał do kuchni,
co Loczek skomentował śmiechem.
- Chodź,
zaprowadzę cię do pokoju. Mamy kilka gościnnych, więc jeden przeznaczymy dla
ciebie – uśmiechnął się i złapał torby w dłonie. Ruszył do ciemnych schodów, a
ja zaraz za nim. Kiedy byliśmy już na piętrze, Haz skierował się do
najbliższych drzwi. Otworzył je i wszedł do pomieszczenia, a ja za nim. Ściany pomalowane były na kolor śliwkowy,
tylko jedna na biało, ta naprzeciwko wejścia. Jest popisana różnymi podpisami,
tekstami piosenek i Bóg wie jeszcze
czym. Były w niej dwa okna przysłonięte po bokach biało-czarnymi zasłonami. Na
prawo od wejścia stało łóżko jednoosobowe, przykryte beżową pościelą, na której
leżały pluszowe miśki. Na lewo od drzwi stoi czekoladowe biurko. Jego blat jest
pusty. Przed nim stoi krzesło ze sztucznej skóry. Naprzeciwko zestawu, koło
okna stoją dwa, beżowe fotele a pomiędzy nimi szklany stoliczek. Na nim zaś
stoi mały wazon z jakimiś kwiatkami z beżowymi główkami. Niedaleko tego stały
dwie, jasne szafy i komoda, na której stała wieża. Podłoga wyłożona jest
miękką, jasno-szarą wykładziną. Wszystko idealnie się komponuje.
- Podoba
się? – zapytał, odkładając torby na fotel.
- No ba.
Ślicznie – stanęłam na środku pokoju i teraz dostrzegłam obraz wiszący nad
łóżkiem przedstawiający panoramę Nowego Jorku. Ściana obok jest cała zakryta
zdjęciami chłopaków jeszcze za czasów X-Factora.
- Nasze
prywatne zdjęcia – popatrzyłam się na niego. – Są dla nas bardzo ważne, jest w
nich tyle wspomnień, że nie mamy serca ich wyrzucić. A tutaj – wskazał na
popisaną ścianę – podpisuje się każdy, kto tutaj spał, albo kto ogólnie
odwiedził nasz dom. Oprócz tego znajdziesz teksty piosenek, których nie
opublikowaliśmy. Gdzie nie gdzie też są teksty które poprawiliśmy. O, tutaj
jest na przykład napisana solówka Liama, którą sami wymyśliliśmy. Ogólnie,
tutaj spędzamy czas, gdy mamy wenę, gdy chcemy coś napisać, albo po prostu ze
sobą pobyć. Tak czasami musimy.
Kącik
moich ust mimowolnie się uniósł. Odkąd ich słucham, wiem, że traktują się jak
braci i że są połączeni taką więzią, której nikt i nic nie przerwie.
- Dobra,
ja idę na dół, a ty się rozpakuj, przebierz…
Albo czekaj, pokażę ci łazienkę – poszliśmy do małego
pomieszczenia, urządzonego w kolorze
błękitnym. Stojąc w nim, czuję się jakbym była pod wodą. Umywalka a nad nią
lustro była na prawo, a naprzeciwko niej, czyli po lewej, ubikacja. Wanna
znajduje się na drugim końcu łazienki, a obok niej jest mała, szara szafeczka.
Od razu koło drzwi stała taka sama. – Łazienka jest tylko do twojego użytku.
Nikt z niej nie korzysta. Okej, to mogę już iść, nie zgubisz się, nie?
Zaśmiałam
się.
- Zgubię
się, macie labirynt w korytarzu.
Także
się zaśmiał, opuszczając pomieszczenie. Wróciłam do mojego pokoju i wyciągnęłam
BlackBerry z kieszeni. Wykręciłam numer do Josha, mojego najlepszego
przyjaciela, któremu mówię wszystko. Zamknęłam drzwi, przykładając słuchawkę do
ucha. Zaległam w fotelu.
- Halo?
– usłyszałam głos chłopaka.
- No hej
Josh. Masz ochotę na spotkanie dzisiaj? – zapytałam od razu.
-
Pewnie, czemu nie. Przyjść po ciebie?
- Niee…
Wiesz który to Harry Styles? Ten, z One Direction. Słucham ich.
- Wiem.
- Właśnie
jestem u niego w domu.
- Że co?
Piłaś już dzisiaj?
- Ha,
ha, ha. Bardzo śmieszne. Znalazł mnie dzisiaj po tym… jak.. no, Rob. Już wiesz
o co chodzi? No. I potem zabrał mnie do szpitala, i takim cudem zostaję u
niego.
- No
dobra, wierzę ci na słowo. To… O dziewiątej koło Big Bena?
- Może
być. To pa.
- No,
hej.
Rozłączyłam
się i odłożyłam telefon na stoliczek. Z drugiego fotela chwyciłam torby i
poszłam z nimi przed szafę. Wypakowałam ciuchy na półki i przy okazji
wyciągnęłam szare dresy i czarną bokserkę. Przebrałam się w to, a poprzedni
zestaw rzuciłam byle jak do szafy. Wzięłam do ręki kosmetyczkę i skierowałam się
do łazienki. Rozpakowałam materiał z kosmetyków, które ułożyłam w szafce.
Wyciągnęłam szczotkę i gumkę do włosów, po czym zrobiłam wysokiego kucyka przed
lustrem. Odłożyłam szczotkę i zeszłam na dół. Na sofie siedział Louis, Liam i
Zayn ze swoimi dziewczynami, a fotele zajęli Niall i Harry. Wszyscy patrzyli
się na mnie. Zmusiłam się do uśmiechu, gdy Haz do mnie podchodził.
- No to,
poznajcie Sophie. Poznaliśmy się w parku – powiedział Loczek, prowadząc mnie na
fotel, a sam usiadł na podłodze obok mnie. Już chciałam zaprzeczyć, ale mnie
wyprzedził:
- Nie,
siedź. Ja posiedzę tutaj.
- Brzmi
jak scena z filmu – burknął Zayn. – Jestem…
- Tak,
wiem, jesteś Zayn. Jestem Directionerką – wyprzedziłam go.
- I nie
piszczysz? – zapytał Louis. Popatrzyłam się na niego jak na idiotę.
- A
dlaczego miałabym piszczeć?
- Bo
siedzisz ze swoimi idolami! – uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło. Teraz
zobaczyłam minę El, chyba nie za bardzo była zadowolona. Jednak po chwili się
uśmiechnęła i popatrzyła na mnie.
- A ja
jestem Eleanor – wystawiła rękę, którą uścisnęłam i także się uśmiechnęłam.
- Wiem,
wiem. Znam was.
- No, to
chce ktoś piwo? Panie może wino? – zapytał Niall. Przy drugim pytaniu uniósł
dwa razy brew i popatrzył się na nas.
- Niee,
ja nie chcę. Zaraz będę się zbierać – powiedziałam, patrząc na zegarek, który
wskazywał kilka minut do ósmej.
- A
gdzie idziesz? – Hazza jak zwykle ciekawy.
- Na
spacer z przyjacielem. Nie martw się, nie zgubię się i nic mi się nie stanie, z
Joshem od dawna się znamy.
- To
dobrze.
Postanowiłam
się już zbierać, więc powiedziałam, że idę do góry i to zrobiłam. Od razu
zabrałam się za ciuchy. Postawiłam na czarne rurki, czerwone Conversy, a czarną
bokserkę zostawiłam. Wyciągnęłam jeszcze czarno-czerwoną koszulę którą od razu
ubrałam i jej końce zawiązałam w połowie brzucha. Założyłam jeszcze spodnie,
wkładając bokserkę do ich środka i poszłam do łazienki. Oczy pomalowałam kredką
i dodałam trochę czarnego cienia. Rzęsy przejechałam tuszem, a usta bezbarwnym
błyszczykiem. Podłączyłam prostownicę do prądu i rozczesałam włosy. Kiedy
prostownica się zagrzała wyprostowałam włosy i wyłączyłam ją. Wróciłam do
pokoju, gdzie założyłam Conversy, a BlackBerry włożyłam do kieszeni spodni.
Zbiegłam po schodach na dół.
- Harry,
mógłbyś mnie odprowadzić do Big Bena? Bo tam się umówiłam z Joshem, a nie za
dużo czasu, żeby błąkać się pod Londynie – poprosiłam.
-
Dlaczego ty się tak ponuro malujesz? – usłyszałam głos Perrie. Popatrzyłam się
na nią. – I tak… na czarno się ubierasz.
-
Ubieram się tak, bo nie lubię się wyróżniać, to samo z makijażem. Zresztą, tak
jak się ubieram, taki mam nastrój. To co, Harry? – zwróciłam się do Loczka. Od
razu poszedł do przedpokoju. – No, to pa.
Pomachałam
im i poszłam do Hazzy. Czekał już na mnie, więc wyszliśmy. Przez całą drogę
byłam zmuszona opowiadać o życiu. Udało mi się pohamować łzy, żeby się nie
rozmazać. Harry opowiedział o swojej przeszłości, która w sumie też nie była
kolorowa. Kiedy skończył, doszliśmy do tej pięknej budowli. Zaczęłam szukać
Josha. Kiedy zobaczyłam jego blond włosy z grzywką opadającą na czoło,
niebieskie oczy i czarny ubiór, podbiegłam do niego i niespodziewanie się na
niego rzuciłam.
-
Sophie! Tęskniłem… - mocno mnie objął. – Sama doszłaś?
- Nie,
Harry mnie przyprowadził – na mojej twarzy zagościł uśmiech zwycięzcy, kiedy
Styles do nas podszedł.
- Oo…
Myślałem, że Soph sobie to wymyśliła… Josh jestem – wystawił rękę do Loczka. On
ją uścisnął z uśmiechem.
- Dobra
Sophie, ja lecę do domu. Wiesz jak wrócić? Jak nie to daj telefon, zapiszę ci
mój numer – podałam mu urządzenie, wklepał numer i odzyskałam swoje dziecko. –
No. To baw się dobrze. Hej.
Pomachał
do nas, a ja znowu zostałam sam na sam z moim przyjacielem, z którym widziałam
się ostatnio tydzień temu…
____
nooo i jest jedynka! myślałam, że tego nie napiszę -_- ale mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. tak, nadzieja matką głupich bo właśnie powitaliśmy wrzesień i do szkoły w poniedziałek! rzadko będą notki, o tym muszę od razu Was powiadomić. no ale cóż, szkoła obowiązkowa i trzeba... to okej. mam nadzieję, że rozdział się podoba :) komentujcie szczerze! xx
zajebiste genialne piękne. matko lubię toooo! <3 piszesz świetnie, fajnie się to czyta tak lekko. spodobało mi się to i myślę,że będę tu wpadać :)))) xxx
OdpowiedzUsuńJest bardzo dobrze. <3333 Podoba mi sie !
OdpowiedzUsuń